Pod przeźroczystą szybką w tylnej części samochodu zamontowano 10-cylindrowy silnik FSI o pojemności 5,2 litra, mocy 540 koni mechanicznych i momencie obrotowym wynoszącym 540 Niutonometrów. Ta ogromna „kotłownia” jest wolnossąca, ale wystarczająco potężna, żeby oddawać „power” bardzo płynnie. Moc i moment obrotowy przenoszone są na tylną oś (wyposażoną w blokadę mechanizmu różnicowego), za pośrednictwem siedmiostopniowej, półautomatycznej skrzyni biegów S-Tronic. Producent deklaruje, że takie „combo” rozpędza wóz od 0 do pierwszej setki w 3,7 sekundy, a prędkościomierz wędruje nieprzerwanie do 318 kilometrów na godzinę.., i wędruje.., nawet dalej :) Po wciśnięciu czerwonego klawisza „Start Engine” do naszych uszu dociera odgłos rozrusznika wprawiającego w ruch potężną maszynę znajdującą się tuż za naszymi plecami. Dźwięk silnika jest raczej basowy i pomimo jego umiejscowienia nie drażni nadmiernym hałasem. Taki subtelny manifest mocy i potęgi trzymającej się z dala od pierwszego planu. Do wyboru mamy jak zwykle cztery tryby jazdy; „Comfort, Auto, Dynamic oraz Individual” (w tym ostatnim możemy skonfigurować dźwięk układu wydechowego). Oczywiście ja, żeby sprawiedliwości stało się zadość, rozpocząłem swoją podróż w trybie komfortowym. Jakie było moje zdziwienie kiedy doszło do mnie, że jadę zwyczajnym, a nawet całkiem wygodnym samochodem. Zawieszenie zestrojono w taki sposób aby nie pozbawić użytkownika możliwości swobodnego, miejskiego przemieszczania się z punktu A do B. Dźwięk silnika jest bardzo dyskretny, a zawieszenie wybiera „w miarę swoich możliwości jak na samochód super-sportowy” wszelkie nierówności. Tak naprawdę dopiero na starej, poniemieckiej kostce odczułem, że zaczynają ruszać mi się plomby, skutecznie uniemożliwiając rozmowę telefoniczną. Pomimo, że z zewnątrz auto wygląda dosyć masywnie i topornie to prowadzi się jak niewinną, miejską zabawkę. Układ kierowniczy jest bardzo precyzyjny, ale dostrojony w taki sposób, żebyśmy cały czas czuli co dzieje się pod kołami na przedniej osi. Zwyczajnie skręcamy, a auto podąża dokładnie tam gdzie wcześniej zaplanowaliśmy. Obawiałem się, że gwałtowne manewry omijania lub wyprzedzania „tych wolniejszych”, będą manifestowane nieprzyjemnym uślizgiem kół tylnej osi, potęgującym poczucie nierównej walki z samochodem.., tylko, że tak się tutaj nie dzieję. W trybie „Comfort” kontrola trakcji jest bardzo czuła i znakomicie dogaduje się z ogumieniem o rozmiarze 305/30 zamontowanym na ogromnych dwudziesto-calowych felgach. Skrzynia biegów zmienia przełożenia płynnie, nic nie szarpie, nie przeciąga, nie opóźnia.., po prostu ekstra. No ekstra, ale jakbym chciał jeździć na rynek i z powrotem to odkupiłbym od Waldka Toyotę Corollę (no może nie aż tak, ale coś w tym stylu). Cała ta zabawa bardzo mi się podobała, ale do „zakochania” jeszcze sporo brakowało; takie ot sportowe Audi, za którym oglądają się przechodnie. Przełom nastąpił wieczorem, kiedy przyszło mi wyskoczyć do miejscowości oddalonej o około 50 kilometrów od Szczecina. Postanowiłem pojechać „zwykłą krajową” omijając drogę szybkiego ruchu, mając nadzieję, że będzie odrobina zabawy. Założyłem krótkie spodenki, wygodne buty, wskoczyłem za stery, włączyłem tryb „Individual” skonfigurowany maksymalnie sportowo i ruszyłem przed siebie. Spokojne, stonowane auto gdzieś zniknęło, a w zamian pojawiło się „coś” co zaczęło przypominać Lamborghini, tyle, że w nieco innym opakowaniu. W odróżnieniu od Huracana, Audi R8 „nie drze tak gęby” i nie kopie w plecy przy zmianie biegów, ale to nie oznacza, że nie ma emocji.., są i to potężne. Moment przełomowy nastąpił na trasie kiedy wpadłem na pomysł, żeby wyprzedzić dwie osobówki i śmieciarkę. Mniej więcej w połowie drogi, przede mną wyrosła „Lora”, za kierownicą której siedział „Pan” nie mający ochoty zwolnić nawet odrobinę. Wszystko trwało kilkadziesiąt milisekund, w ciągu których musiałem podjąć słuszną decyzję. Rozglądając się na boki zauważyłem, że jest „ciasno”, a „nasi kierowcy” zadbali o to, żeby jeszcze skleić się ze sobą uniemożliwiając mi ucieczkę (w sumie nie musieli pomagać to nie pomogli...) Jako, że zdarzają mi się rozmowy z maszynami tak i tym razem wykrztusiłem z siebie na głos „No to teraz biegnij Hektor.., proszę” i wcisnąłem gaz do podłogi. W jednej chwili widziałem jak starannie zbilansowana mieszanka paliwa i powietrza została „wstrzyknięta” do ogromnych 10 cylindrów, skrzynia biegów „zrzuciła dwa w dół”, tylne opony na chwilę zgubiły trakcję po to, aby za moment Audi „wydarło japę” i jak prawdziwy superkociak wystrzeliło z taką siłą, że śmieciarą dosłownie zatrzęsło. Zdążyłem i to z dużym zapasem. Po tej małej przygodzie poczułem jak moje serce robi się miękkie, a ja czuję ogromną nić porozumienia z tym wyjątkowym samochodem. Wiedziałem, że go nie doszacowałem, a on być może uratował mi życie.., czy nie można się zakochać w takim samochodzie? Czy można przestać o nim kiedykolwiek myśleć? No powiedzcie sami, is this love?..
Moi drodzy, moim zdaniem Audi R8 V10 RWD to potężny, silnie uzależniający motoryzacyjny narkotyk, po zażyciu którego ogarnia nas poczucie siły wymieszane z dużą dawką adrenaliny. Czy ten samochód jest piękny? Nie wiem, to kwestia gustu, ale jestem pewien tego, że nie można go lekceważyć bo jego moc jest ogromna, a miłość do niego przychodzi nagle i niespodziewanie.., tylko, że jak już przyjdzie to będzie Wam trudno bez niej żyć.
Na zakończenie mega podziękowania dla Krzysia i Rafała, którzy bez wahania zostawili mi na kilka dni tą niesamowitą zabawkę. Z jednej strony dali mi tyle radości, a z drugiej tyle bólu, że musiałem się z nią rozstać :D Dziękuję chłopaki ;)
Artur Rojewski
Mniej więcej tyle czasu upłynęło do momentu, aż w mojej kieszeni nie zaczął wibrować telefon, którego rozmówca próbował skontaktować się ze mną w sprawie.., Audi. Tym razem sprawa nie dotyczyła „starego grzmota”, a najnowszej wersji sportowej R8 wyposażonej w 10-cylindrowy motor i napęd jedynie na tylną oś. Zadzwonił Krzysiu, który oznajmił, że wraz z bratem zakupili prosto z salonu najnowsze Audi R8 i czy jestem zainteresowany tematem :) Oczywiście zainteresowany byłem. Moje pierwsze skojarzenia na temat tego samochodu były co najmniej dziwne; taka hybryda Audi z domieszką Lamborghini Gallardo, posypana szczyptą Huracana i opakowana w muskularną zbroję zawieszoną nisko nad ziemią, pomyślałem. Kompletnie nie wiedziałem czego mam się spodziewać po tym aucie. Z jednej strony to Audi więc musi być dopracowane, z drugiej strony to nie Lamborghini bo kosztuje 750 tysięcy złotych, a nie prawie półtorej miliona jak Huracan.., no i zamiast magicznego znaczka symbolizującego wściekłego byka ma logo w postaci czterech kółek, takie samo jakie znajdziemy na klapie Audi A1, które kompletnie mnie nie kręci. Lekko zdezorientowany wsiadłem do środka, rozejrzałem się i stwierdziłem, że z całą pewnością mam do czynienia z precyzyjnym tworem niemieckiej szkoły sztuki i rzemiosła z Ingolstadt. Jak w przypadku każdego Audi jest solidnie, elegancko, ale bez fajerwerków i flashy; jednym słowem porządny, niemiecki garnitur uszyty na miarę. Wsiadanie na pokład R8 nie wymaga niebywałej sprawności fizycznej jak w przypadku Aventadora, do którego trzeba się wśliznąć, używając pośladków jako czyściwa do progów wewnętrznych. Tutaj jest nisko, ale cywilizowanie. Układ przycisków na tunelu środkowym przypomina mi ten, który był stosowany w samochodach marki Audi mniej więcej w 2006 roku. Proste MMI bez zbędnych gadżetów odwracających uwagę kierowcy. R8 jest dwuosobowym supersamochodem, więc próżno w nim szukać miejsca na zbędne gadżety. Poza uchwytem na kubek, schowkiem po stronie pasażera i malutką półeczką z siatką znajdującą się za plecami, nic więcej nie znajdziemy. Do dyspozycji jest „bagażnik” z przodu, do którego uda się wcisnąć reklamówkę z zakupami i czteropak piwa.., i to tyle. Cała reszta elementów „doczepionych” do aluminiowej ramy z domieszką włókna węglowego służy temu, aby nasze Audi pewnie trzymało się drogi, nawet przy prędkościach przekraczających 300 km/h i to nie jest żart. Menu R8 nie jest szczególnie rozbudowane i w zasadzie ogranicza się do funkcji przydatnych w typowym samochodzie sportowym. Nawet gdybym bardzo chciał to nie za bardzo mam o czym pisać, ponieważ interfejs jest niemalże identyczny jak w innych autach tej marki, opisywanych przeze mnie we wcześniejszych artykułach. Nie wiem kto projektował fotele obszyte Alcantarą w tym wozie, ale z pewnością powinien otrzymać nagrodę w dziedzinie „Tron Roku”. W Lamborghini mam wrażenie jakbym siedział na taborecie gdzieś w pracowni u szkolnego konserwatora, a w R8 pomimo dłuższej jazdy nie odczułem trudów „wariactw” nawet po drogach z nie najlepszą nawierzchnią. Podsumowując siedziska; jak trzeba to trzymają idealnie podczas pokonywania ostrych zakrętów, a podczas niedzielnej przejażdżki nie pozbawiają „sensu życia” kierowcy i pasażera. Na pochwałę zasługuje profil przedniej szyby. Uwierzcie mi, że często w supersamochodach przednia szyba osadzona jest pod takim kątem, że dosłownie wszystko się w niej odbija, skutecznie rozpraszając uwagę kierowcy. Jak już wielokrotnie wspominałem nie wynika to z błędu projektowego, ale z samej konstrukcji nadwozia, które zostało stworzone z myślą o maksymalnej redukcji współczynnika oporu powietrza w celu zapewnienia jak najlepszych osiągów samochodu przy jak najmniejszym zużyciu paliwa. Wygląd jest ważny, wnętrze się liczy, ale jest jeszcze serce.., a to właśnie ono w moim Audi było ogromne...
„Is this Love?"
Pamiętam dzień, w którym siedziałem w garażu dłubiąc pod maską Nissana Silvia należącym do mojego kumpla, wielkiego fana motoryzacji mającego nietuzinkowe pomysły w kwestii przeróbek i ulepszeń starych, sportowych samochodów, służących najczęściej do jazdy bokiem, a nie jak w większości przypadków na wprost. Mniej więcej na etapie montażu kolektora wydechowego poczułem jak w mojej kieszeni wibruje telefon. Zajęty „rzemiosłem” nie miałem zamiaru odebrać, ale niedoszły rozmówca napierał z taką determinacją, że uznałem sprawę za niecierpiącą zwłoki więc odłożyłem narzędzia i lekko zniesmaczony podniosłym tonem odburknąłem „halooo”. Po drugiej stronie zameldował się Waldek, w którego głosie słychać było ogromną ekscytację. Waldemar dużą część swojego życia poświęcił na poszukiwaniu w internecie samochodu marzeń; materializował, snuł wizje oraz stosował inne bliżej nieokreślone techniki, mające na celu przybliżyć go do osiągnięcia upragnionego celu. Niestety życie bywa okrutne, a kolejny z „Waldkowych” bolidów marzeń zazwyczaj okazywał się nie tylko niezdatnym do jazdy, ale nierzadko nawet nie przypominał.., samochodu. Podczas wydłużającej się rozmowy telefonicznej otrzymałem szereg zapewnień i informacji zgromadzonych na podstawie głównie przeczuć i domysłów mających utwierdzić mnie w przekonaniu o wartości, a także niepowtarzalności pojazdu, po który mieliśmy wyruszyć na drugi koniec Niemiec. Wiśnią na tym słodkim torcie był link do oferty przesłany jeszcze podczas rozmowy telefonicznej, po którego kliknięciu moim oczom ukazało się Audi 80 pamiętające jeszcze przejęcie władzy przez Helmuta Kohla w RFN. Lekką konsternację wzbudził też fakt, że „Audica” należała do jakiegoś niewielkiego, „tureckiego przedsiębiorstwa” gdzieś w okolicach wsi na obrzeżach Augsburga. Ja wiedziałem, że z tego „związku” nic nie będzie, ale wytłumaczcie to Waldkowi, którego serce biło tak mocno na widok tych przejaskrawionych zdjęć starego grata, iż poważnie zacząłem obawiać się o jego zdrowie. No cóż; chłop „wporzo”, uczynny, zawsze pomaga więc uznałem, że przejadę się do Niemiec, żeby zobaczyć co słychać w krainie mlekiem i miodem płynącej. Droga przez mękę ciągnęła się w nieskończoność; setki kilometrów autostrad, ruch jak w Rzymie bo to środek lata, upał i na dodatek obrzydliwe wnętrze Waldkowej, butelkowej Toyoty Corolli w hatchbacku, przypominającej skorupę starego żółwia morskiego na emeryturze. Do „głębokiego RFN” dojechaliśmy około południa. Firma, która oferowała ten cudowny pojazd na sprzedaż przypominała wydzielony teren na placu budowy, a same samochody na nim stojące przeżyły zapewne niejedną katastrofę w ruchu lądowym. „Showroom”, w którym stało niedoszłe Audi nowego nabywcy znajdowało się na rogu „składowiska” między oponami do ciężarówek, a chińskim kontenerem znalezionym na dnie Oceanu gdzieś w okolicach Singapuru. Waldek kierowany resztką złudzeń pomieszaną z marzeniami powiedział „wiesz.., w zasadzie to...” przerwałem ten wywód kwitując, że w zasadzie to wyjedźmy teraz, a może uda się dojechać do Szczecina przed rozpoczęciem nadawania wieczornych wiadomości z kraju i z zagranicy. Niedaleko pobliskiego marketu moją uwagę przykuło „coś” co wyglądało jak supersamochód, ale z charakterystyczną dla Audi atrapą chłodnicy. Wtedy pierwszy raz zobaczyłem na żywo Audi R8 i pomyślałem, że kiedyś przyjdzie czas na to, żebym doświadczył siły i potęgi centralnie umieszczonego 10-cylindrowego potwora, umieszczonego tuż za plecami kierowcy. Waldemar też miał swoje własne przemyślenia na ten temat. Pamiętam, że powiedział: „Ułłaa, ten to drogi nie...” Odpowiedziałem; „Noo, ten to drogi” i pojechaliśmy na pokładzie „skorupy żółwia” w kolorze butelkowym prosto do Szczecina...
Uwaga! Niniejsza strona ma charakter wyłącznie informacyjny, nie promuje żadnego stylu jazdy i nie ma charakteru szkoleniowego. Wszystkie samochody, których dotyczą opisy i zdjęcia zamieszczone na tej stronie są użytkowane zgodnie z przepisami ruchu drogowego i z zachowaniem najwyższych środków bezpieczeństwa tak aby nie wyrządzić nikomu żadnej szkody na drodze. Autor bloga nie ponosi odpowiedzialności za innych użytkowników dróg, którzy w sposób niezgodny z przepisami ruchu drogowego lub z narażeniem zdrowia i życia innych będą użytkować pojazdy na drogach publicznych i poza nimi.
Nie wyrażam zgody na kopiowanie zdjęć samochodów, treści wpisów zamieszczonych na ich temat, a także ich dalszą publikację. Wszystkie zdjęcia i artykuły zostały stworzone przeze mnie i stanowią moją własność. Dziękuję za zrozumienie :)
Polub mnie