Like me on Facebook

Attention! This site is for information purposes only, does not promote any driving style and is not of a training nature. All cars covered by the descriptions and photos posted on this site are used in accordance with traffic regulations and with the highest security measures in order not to cause any damage to road users. The author of the blog is not responsible for other road users who in a manner inconsistent with traffic regulations or with the exposure to the health and life of others, will use vehicles on public roads and outside them.

  1. pl
  2. en

„Land-Rynka”

Marka Land Rover kojarzy mi się z opowieścią o Indiana Jonesie, który w kapeluszu na głowie, dwoma krokodylami na smyczy, pejczem w ręku i ładną blondynką przemierzają kwadratowym jeepem dżunglę po pas w wodzie. Stary kanciasty „Land” z lat 80, prosty jak konstrukcja cepa, napędzany benzynowym silnikiem V8 o pojemności 3.5 litra generował moc 91 koni co w połączeniu z niezniszczalną 4-stopniową manualną skrzynią biegów i napędem na cztery koła czyniło go wszędobylskim rozbójnikiem , który radził sobie tak samo dobrze w dżungli, na sawannie i w górach skalistych na marsie. Wygląd starego Land Rovera przyprawiał o mdłości, a komfort jazdy tylko potęgował to niezwykłe uczucie. W porównaniu do konkurencji z lat 80, mam na myśli chociażby Toyotę Land Cruiser nasz zbój wyglądał blado, miał gorsze właściwości jezdne, kiepską jakość wykonania, ale miał to „coś” co pozwoliło przetrwać mu po dziś dzień, a mianowicie zdolność radzenia sobie w każdych warunkach drogowych, niezależnie od pory roku, ilości ładunku na dachu i uszkodzeń przypominających często te będące następstwem uderzenia w dorosłego słonia.., a jak sobie radzi jego prawnuk Land Rover Discover Sport? Zobaczcie sami.

 

An article will be translated soon
09 March 2019

Na pierwszy rzut oka Discovery przypomina zwykłego SUV-a jakich na rynku wiele, ogromne nadkola, aluminiowe felgi, światła do jazdy dziennej, antenka na dachu w kształcie płetwy.., czyli wszystko to czego wymagają współczesne trendy mody w dziedzinie projektowania samochodów segmentu SUV..,miejskich. Jednak kiedy przyjrzymy się bliżej to nie znajdziemy w tym aucie ogromnej ilości chromowanych listewek, ledowych światełek przebiegających przez pół samochodu czy karbonowych spojlerów, dyfuzorów i innych aero dodatków. Tutaj wszystko jest jakby trochę kołkiem ciosane, bryła nadwozia lekko zaokrąglona, ale nadal przypominająca prostokąt wydrukowany przez drukarkę 3D, nadkola osłonięte tworzywem plastikobodobnym (tylny zderzak wykonany z tego samego materiału), mały grill z przodu, maska wyposażona w poduszkę powietrzną na wypadek zderzenia z pieszym, masywna osłona chłodnicy i reflektory przypominające trochę te z nowego Mitsubishi Outlandera. Wszystko to jest jednak dopasowane, eleganckie i estetyczne, po prostu cieszy oko i nie drażni. Tak najprościej można scharakteryzować wygląd zewnętrzny nowego Land Rovera Discovery Sport.Otwieram drzwi i śmiało wskakuję do środka, pierwsza myśl? Ahhh..,plastikowo i to ostro, ale od początku.., fotele wygodne, obszyte czarną, porządną skórą, z niezłym trzymaniem na boki i dość ubogim zakresem regulacji, ogólnie rzecz biorąc bez fajerwerków, ale do jazdy OK. Kierownica wielofunkcyjna, obszyta dosyć delikatną czarną skórą i ogromna jak tarcza zegara Big Ben w Londynie, do tego wyposażona o dziwo w łopatki do zmiany biegów, w końcu nazwa zobowiązuje, SPORT, ale do tego sportu jeszcze wrócę. Tablica przyrządów super, bez zbędnej elektroniki, dwa „zegarki” (obrotomierz i prędkościomierz) podświetlane na biały nie dokuczający kolor. Pomiędzy nimi kolorowy wyświetlacz, na którym wyświetlana jest między innymi godzina, temperatura zewnętrzna, poziom paliwa, temperatura cieczy chłodzącej, podstawowe ustawienia pojazdu i kilka innych informacji dotyczących już samej podróży. Na konsoli środkowej znajduję się dotykowy, kolorowy wyświetlacz, zgrabnie tworzący całość z resztą kokpitu. I to tyle z fajnych rzeczy. Poniżej kratek nawiewu powietrza, (które swoim wyglądem przypominają te w Polonezie) znajduje się panel sterowania klimatyzacją wykonany z trzeszczącego, słabego jakościowo taniego plastiku. Okrągły przełącznik zmiany biegów wkomponowany jest w dużą „płytę” wykonaną z tego samego taniego materiału. Plusem jest to, że wszystko jest proste w obsłudze i czytelne. Po uruchomieniu silnika wspomniany okrągły przełącznik zmiany biegów wysuwa się i pozwala na włączenie odpowiedniego przełożenia, natomiast co jeśli zepsuje się silniczek za pomocą którego kółko wysuwa się? Biegu nie wrzucimy, rozwiązanie znane z Jaguara, jak dla mnie może w luksusowym aucie fajne, ale w terenowym pojeździe nie budzi we mnie wielkiego zaufania, ma być proste i niezawodne, a czy takie jest? Proste nie jest, a czy niezawodne? Czas pokaże.W schowku pod podłokietnikiem tradycyjnie znajdziemy gniazdo zapalniczki i wejście USB, dobre i przydatne. Przyciski otwierania szyb umieszczone wysoko na drzwiach, mniej więcej na linii z dolną krawędzią zamkniętej szyby. Przycisk START uruchamia silnik i wspomniany wcześniej kolorowy monitor umieszczony na konsoli środkowej. Obsługa menu nie przysparza kłopotów, kilka minut w pełnym skupieniu i nauczymy się obsługiwać funkcje samochodu. Niestety dotykowy ekran przypomina w obsłudze pierwsze telefony komórkowe sterowane w ten sam sposób, takiego SLOW MOTION już dawno nie obsługiwałem, przesuwam palec po ekranie w dół, a dopiero za chwilę coś zaczyna dziać się w temacie, rozdzielczość też nie rzuca na kolana, po prostu jest i działa, ale nic więcej. Możliwości konfiguracji nie są szczególnie rozbudowane, ale uważam, że to dobrze, to jest „terenówka” więc ma jeździć, a nie świecić „ambientem” na wszystkie strony. Najważniejsze funkcje, którymi z panelu użytkownika możemy zarządzać to chociażby asystent zmiany pasa ruchu, asystent parkowania, skonfigurować telefon, włączyć funkcję automatycznego hamowania przed przeszkodą i kilka innych funkcji znanych już dobrze z nowych samochodów.

 

"Track-tor!"

Ustawiam kółko zmiany biegów na D i ruszam. Wow, jak wygodnie, auto wydaje się dużo większe niż jest w rzeczywistości, przypomina trochę mały czołg na kółkach zamiast gąsienic, zawieszenie wybiera wszystko co napotka pod kołami, samochód płynie, układ kierowniczy jest dosyć mocno wspomagany, naprawdę „Francja elegancja”, a w zasadzie to Anglia. Pierwszy zakręt, prosta i dalej niczym liniowcem przez ocean płynę przed siebie. W kabinie cisza, nie dochodzą odgłosy zewnętrzne, a jedynie słychać ten silnik i silnik.., no właśnie ten silnik. Do egzemplarza, którym jeździłem Land Rover „zapakował” dwulitrowego diesla Ingenium o mocy 180 koni i 9-stopniową automatyczną skrzynię biegów. Nie lubię krytykować, ale czułem się jak w ciężarówce, ani to przyjemne dla ucha, ani to nie jedzie, niestety. Ten motor zachowuje się jakby miał w dolnym zakresie obrotów za dużą turbo-dziurę, przypomina to trochę rozpalanie ognia na obozie harcerskim za pomocą balonu wypełnionego powietrzem, najpierw „dymasz” w balon minutę, a później kierując końcówkę balonika na ognisko przestajesz ściskać zawór, przez który z „wypierdem” dmucha powietrze podsycając ogień. Podobnie jest z silnikiem Land Rovera, wciskasz gaz i nic.., nic, a za chwilę oddaje niemalże pełną moc, niestety nie wiele z tego wynika, auto wyje i przyspiesza niemrawo, a i skrzynia czasami nie radzi sobie z płynną zmianą biegu, jednym słowem.., do Niemiec daleko. Tryb SPORT włączamy poprzez lekkie wciśnięcie „kółka zmiany biegów” i obrócenie go w prawo, zawieszenie lekko się utwardza, skrzynia szybciej zmienia przełożenia, ale dalej ten diesel nie daje się cieszyć frajdą z jazdy. No cóż, przełączam z powrotem w tryb „ogólny” i cieszę się spokojną jazdą, do której ten silnik idealnie się nadaje. Do wyboru mamy jeszcze tryb „Trawa, Żwir, Śnieg”, „Błoto, Koleiny”, i „Piasek”, do tego tryb ułatwiający zjazd ze stromego wzniesienia. My wybieramy tryb jazdy, wciskamy gaz i kierujemy, a elektronika zarządza resztą, proste. Gdybyście jednak dali się ponieść na wodzy fantazji i w ramach niedzielnej wycieczki spróbowali wjechać jak Jones w ciężki teren to pamiętajcie, że w standardzie macie letnie, szosowe opony z bieżnikiem typowym do lotów po autostradzie, tak więc żaden tryb nie pomoże Wam wyjechać chociażby z plaży, na której z pewnością utkniecie. Samochód na zakrętach zachowuje się pewnie, ale wyraźnie odczuwałem, że pomimo napisu na tylnej klapie SPORT zawieszenie jest za miękkie do bardzo szybkiego pokonywania łuków, zresztą nie dziwi mnie to, Land Rover ma geny wszędołaza, a nie rajdowca dlatego nie wchodziłem w zakręty zbyt ostro próbując udowodnić coś co jest oczywiste. Tym miłym akcentem przejdźmy do podsumowania.

Moim zdaniem Land Rover Discovery Sport to fajne auto, które jest praktyczne i eleganckie, chętnie do niego wsiądziemy i wyruszymy w drogę, czujemy się w nim bezpiecznie i komfortowo, ale bliżej mu do butiku z drogą odzieżą niż do lasu. Wnętrze samochodu w zasadzie przypadło mi do gustu i gdyby nie tanie plastiki na konsoli środkowej oraz monitor działający jak komputer commodore to większych powodów na biadolenia bym nie miał. Jedyną rzeczą, której nie mogę przeboleć to silnik, który podcina skrzydła całej maszynie spalając przy tym około 12 litrów w mieście. Czy kupiłbym ten samochód? To trudne pytanie i odpowiem na nie tak; gdybym mieszkał na odludziu i dojeżdżał do domu szutrowo-błotnistą często zaśnieżoną drogą to tak, ponieważ uważam, że w tym samochodzie pozostało coś z wszędołaza i wierzę w to, że nigdy by mnie nie zawiódł, natomiast na pustynię tym autem bym się nie wybrał. Dodam tylko, że cena zakupu tego auta zaczyna się od 153 900tyś. zł. A jaką drogę Wy byście wybrali siedząc za kierownicą Land Rovera Discovery Sport? :)

Dziękuję za uwagę i szerokiej drogi Wam życzę :) Zapraszam do obejrzenia zdjęć.

Artur Rojewski

"Jest nadzieja"

Return to blog