Polub mnie

Uwaga! Niniejsza strona ma charakter wyłącznie informacyjny, nie promuje żadnego stylu jazdy i nie ma charakteru szkoleniowego. Wszystkie samochody, których dotyczą opisy i zdjęcia zamieszczone na tej stronie są użytkowane zgodnie z przepisami ruchu drogowego i z zachowaniem najwyższych środków bezpieczeństwa tak aby nie wyrządzić nikomu żadnej szkody na drodze. Autor bloga nie ponosi odpowiedzialności za innych użytkowników dróg, którzy w sposób niezgodny z przepisami ruchu drogowego lub z narażeniem zdrowia i życia innych będą użytkować pojazdy na drogach publicznych i poza nimi.

Nie wyrażam zgody na kopiowanie zdjęć samochodów, treści wpisów zamieszczonych na ich temat, a także ich dalszą publikację. Wszystkie zdjęcia i artykuły zostały stworzone przeze mnie i stanowią moją własność. Dziękuję za zrozumienie :)

  1. pl
  2. en

„This is not... America"

USA.., kraj wielu możliwości, sukcesu zawodowego, spekulacji, produkcji filmowych i hamburgera. Amerykańskie posiadłości, przypominające swoim wyglądem ociekające luksusem zamki często są zbudowane z dykty i desek, a do tego jeszcze wyposażone w podwozie dzięki któremu można je przewieść na wielkiej przyczepie przez całe Stany Zjednoczone uciekając na przykład przed właścicielem majątku ziemskiego, który rości sobie prawo do terenu na którym taka budowla stała. Amerykańskie samochody zawsze budziły we mnie lęk i grozę, wyglądały jak stary czerwony tapczan stojący w biurze u dyrektora PKS-u, miały mizerne osiągi i rozmiary prehistorycznego dinozaura. Najbardziej z tego wszystkiego urzekające były nazwy tych samochodów, które budziły przeróżne zazwyczaj sympatyczne skojarzenia. Chevrolet Impala, nazwa kojarzy mi się ze zwinnym, żywym stworzeniem przemierzającym beztrosko trawy sawanny, tymczasem zerknijcie przy okazji na tą "zwinną" istotę, najlepiej z lat 81-85. Następnym hitem sezonu był Pontiac Sunfire, którego następcą był Pursuit G5, jeden lepszy od drugiego, tylko ciekawe za czym "Pursuit" w aucie wyposażonym w 115 konny silnik (za dużym Fiatem 125P?). Moim ulubieńcem w tym plebiscycie jest Buick Rendezvous, proszę odnajdźcie go i szczerze w myślach odpowiedzcie sobie na pytanie czy była by to Wasza wymarzona randka. Pod maską większości z tych samochodów rozgrywała się druga część dramatu, silniki 4, 5, 6- litrowe, a czasami i więcej generowały moc rzadko dochodząca do 200 koni, spalanie paliwa liczone było w litrach na sekundę, a zawieszenie przypominało wstawionego "Dżordża Busza Seniora" w kabarecie pod tytułem "Na Łyżwach" i pozwalało jechać tylko i wyłącznie do przodu. Podczas gdy wielu moich kolegów zachwycało się widokiem Cadillaca, który zaklinował się gdzieś w ciasnej uliczce na starym rynku ja postanowiłem zająć się czymś zupełnie innym i nie zwracać większej uwagi na coś co nigdy nie było obiektem mojego motoryzacyjnego zainteresowania. Jasnym płomykiem nadziei okazał się model Chevroleta Corvette C6, który kupił mój znajomy w 2006 roku. Auto wyglądało nieźle, miało ogromny siedmiolitrowy motor o mocy 512 koni, przyspieszało w 4s do pierwszej setki i nawet trzymało się drogi. Hmm.., idzie nowe pomyślałem, ale za jakiś czas zapomniałem o tym aucie i dalej zajmowałem się niemiecką motoryzacją. Pewnego dnia poszedłem z koleżanką do kina na film Transformers, w zasadzie bardziej interesowała mnie koleżanka niż ta bajka, ale pomyślałem, że skoro już wybrałem się na seans, który dotyczy motoryzacji to podzielę swoją uwagę i jednym okiem będę spoglądał na koleżanką, a drugim na film. Nagle podczas jednej ze scen zwróciłem uwagę na żółty samochód ze znaczkiem Chevroleta. To było najnowsze wtedy jeszcze bodajże koncepcyjne Camaro. Pomyślałem, że to auto naprawdę mi się podoba, zacząłem szukać informacji na jego temat, zastanawiać się jak jeździ i czy warto było by go kupić. Pełen młodzieńczego optymizmu łaskawszym okiem spoglądałem w stronę Ameryki, aż wreszcie zdecydowałem się dopaść w swoje szpony prawdziwą perełkę tej części globu, a mianowicie Forda Mustanga 5.0 V8 GT, którego dzisiaj Wam przedstawię.

 

Ford Mustang 5.0 GT
08 marca 2019

Ford Mustang VI generacji zadebiutował w Barcelonie w grudniu 2013 roku. Początkowo to amerykańskie Coupe było oferowane z dwoma silnikami V8 o pojemności odpowiednio 5 i 5.2 litra oraz mocą od 421 do 533 koni mechanicznych. Dla mniej wymagających klientów Ford przygotował silnik EcoBoost z turbosprężarką o pojemności 2.3 litra i mocy 314 koni. Egzemplarz, który ja przetestowałem wyposażony został w pięciolitrowy wolnossący motor generujący moc 421 koni mechanicznych, która przenoszona jest wyłącznie na tylną oś za pośrednictwem sześciostopniowej automatycznej skrzyni biegów. Moment obrotowy tej jednostki napędowej wynosi 524 niutonometry i dostępny jest przy 4250 rpm. Długo chodziłem wokół samochodu zastanawiając się jak scharakteryzować jego wygląd zewnętrzny. Uważam, że nadwozie Mustanga nie jest typowo amerykańskie, a powiem więcej; widzę w nim kilka klasycznych, europejskich elementów stylistycznych. Podczas gdy kształt reflektorów, maska i grill są charakterystyczne dla aut typu Muscle Car, tak kształt szyb bocznych oraz mocne przetłoczenia na tylnych błotnikach już niekoniecznie. Zarówno z przodu jak i z tyłu pojazdu znajdziemy liczne aerodynamiczne dodatki stosowane w wielu europejskich sportowych samochodach, a do amerykańskiej klasyki gatunku należą tylne światła, które swoim kształtem przypominają pazury wystające spod klapy bagażnika. Ciekawostką są sześciotłoczkowe hamulce Brembo stanowiące niewątpliwie europejski wkład w tego masywnego Forda. Po wciśnięciu na kluczyku przycisku odryglowania zamków spod lusterek wyświetlany jest na jezdnię hologram przypominający biegnącego konia, mały drobiazg, a cieszy. Drzwi są masywne i długie za to wyposażone w system komfortowego dostępu (który działa bez zarzutu) oraz system automatycznego uchylania szyb przednich podczas otwarcia. To rozwiązanie ułatwia zamknięcie drzwi i stosowane jest w autach o nadwoziu typu Coupe, w których z uwagi na hermetyzację kabiny wytwarza się podciśnienie znacznie utrudniające ich zatrzaśnięcie. Wnętrze Mustanga jest dosyć ordynarne, wszystko jest duże, masywne i nie zachwycające jakością, ale w końcu to siłownia, a nie salon piękności tak więc nie ma się co rozpisywać nad spasowaniem elementów i materiałów użytych do wykończenia wnętrza, jest jak jest, ważne, że na przyzwoitym poziomie i na swoim miejscu. Z uwagi na to, że nigdy nie bawiłem się funkcjami tego samochodu postanowiłem je gruntownie przeanalizować. Kiedyś wydawało mi się, że AMG daje jak nikt inny możliwość odczytu dużej ilości parametrów pojazdu, ale byłem w błędzie bo to co daje Ford w swoim aucie bije na głowę wszystkie bryki, którymi do tej pory jeździłem. Na monitorze wkomponowanym w konsolę środkową nie znajdziemy jakichś wyszukanych ustawień, w zasadzie całość ogranicza się do sterowania radiem, klimatyzacją, telefonem, navi, funkcją sterowania głosem, bluetooth i wyświetlaczem. Prawdziwy tort to mały wyświetlacz na cyferblacie pomiędzy prędkościomierzem i obrotomierzem. Oprócz trybów jazdy, na tym małym monitorku znajdziemy informacje dotyczące; ciśnienia oleju i jego temperatury, temperatury oleju w skrzyni biegów, napięcie akumulatora, wartość podciśnienia w układzie dolotowym, temperaturę powietrza w układzie dolotowym, temperaturę głowicy silnika oraz informację dotyczącą mieszanki paliwa z powietrzem, a na dodatek część z tych wskazań może być wyświetlana w formie cyfrowej lub analogowej do wyboru. Gdy już przetrawimy ciekawostki związane z pracą jednostki napędowej pozostaje nam deser, na który składają się pomiary przyspieszenia i hamowania. Możemy zmierzyć sobie czas startu od zera do 50, 100 i 200km/h, lub na 1/4 mili. Jeżeli ta zabawa nam się znudzi wtedy możemy przeanalizować zapisy z akcelerometru, który pokaże nam jakie przeciążenia działały na nasze ciało podczas przyspieszenia i hamowania. Jeśli i tego będzie nam mało to z powodzeniem zmierzymy drogę hamowania pojazdu ze 100 lub 200 km/h do zera. Wszystkie zmierzone wartości możemy zapisać. Producent przewidział opcję rozgrzania tylnych opon przed "ćwiarą" (wyścig na 1/4mili). Wyobraźcie sobie, że możecie zablokować jednym guzikiem na kierownicy przednie koła po to, aby stać w miejscu i buksować tylnymi w celu rozgrzania opon. Moim zdaniem "szacun dla Forda" te wskazania i funkcje naprawdę się przydają i to nie tylko w jeździe po torze wyścigowym.

 

"Siłownia"

Czas zakończyć wywody teoretyczne i przejść do praktyki :) Hamulec, Engine Start i "oh my... God bless America", no to jest muza. V8 bez żadnych turbo, kompresorów, gwizdków i lizaków. Po prostu tyle ile weszło pod maskę tyle siedzi tam mustangów mechanicznych. Dźwięk silnika przypomina pracę maszyny okrętowej i to dosłownie. Od czasu do czasu coś nim lekko zatrzęsie, coś zabulgocze, po prostu rewelacja. Do wyboru mamy tryb jazdy normalny, sportowy, sportowy+, tor wyścigowy i deszcz/śnieg. Osobnym przyciskiem na konsoli środkowej możemy ustawić twardość układu kierowniczego (Komfortowy, Normalny lub Sportowy). Pierwsze wrażenie podczas jazdy przypomina mi chwyt sztangi przed serią na przysłowiową "klatę". Auto jest ciężkie, miałem wrażenie, że zaraz zapadnę się pod jezdnię razem z Mustangiem. Układ kierowniczy jest dosyć "gumowy" i w środkowym położeniu sprawia wrażenie jakby był luz na kierownicy, ale nie jest to uciążliwe tylko zwyczajnie wyczuwalne. Dodaję gazu i już wiem, że tego dnia będę długo uśmiechnięty. Dźwięk silnika przypomina ryczącego niedźwiedzia, który usiłuje coś wyrwać w przypływie szału. W każdym zakresie obrotów motor ma nieskończone pokłady mocy, obrotomierz pędzi do prawie 7 tyś. obrotów, a auto przyspiesza w zawrotnym tempie ani na chwilę nie wpadając w zadyszkę z powodu niedostatku "powera". Próbowałem określić skuteczność działania skrzyni biegów, ale jest to trudne, gdyż nawet jeśli ona nie domaga w jakimś zakresie obrotów to moc i moment obrotowy tego silnika niweluje wszystkie jej opóźnione czasy reakcji. W tym samochodzie kiedy nie wciśniecie gaz to auto wystrzeli do przodu rycząc przy tym okrutnie. Akustyczne wrażenia z jazdy możemy spotęgować włączając tryb sport+. Miałem wrażenie, że Mustang staje się jeszcze bardziej narwany, ale co ciekawe cały czas jest trakcja na osi napędowej, jak to możliwe przy tej mocy? Otóż zauważyłem pewną zależność; kiedy gwałtownie przyspieszamy auto jakby przenosi swój własny ciężar na tylną oś dociążając ją w ten sposób. No w porządku, Ameryki nie odkryłem bo tak się dzieje w większości mocnych aut tylnonapędowych, ale dlaczego nie występuje zjawisko podsterowności?? Odpowiedź leży pod maską. Poza rozpórkami na kielichach zawieszenia znaczącą rolę odgrywa umiejscowienie jednostki napędowej. Silnik co prawda jest cofnięty do tyłu, ale jego środek ciężkości leży dokładnie pomiędzy wspomnianymi już kielichami co powoduje, że przednia oś jest naturalnie dociążona przez ogromny motor. Wspomniane rozwiązania techniczne mają ogromny wpływ na zachowanie samochodu podczas pokonywania zakrętów. Zauważyłem, że Mustang jest niesamowicie stabilny pod warunkiem, że płynnie dozujemy gaz. Duża masa, dosyć zwarte, sztywne zawieszenie pozwala na naprawdę dobrą zabawę w granicach zdrowego rozsądku. Pamiętajmy tylko, że nie jest to małe zwinne Quattro tylko auto z gatunku "Muscle" do tego wyposażone w ogromny silnik, którego cała moc przenoszona jest za pośrednictwem skrzyni biegów na tylną oś. Na nierównościach samochód zachowuje się nieźle, a nawet powiedziałbym, że komfortowo. Zawieszenie jak wspomniałem jest zwarte (i to dobrze), ale jednak producent zachował pewien kompromis świetnie balansując pomiędzy komfortem, a "taczką". Jako, że był drugi kierowca ze mną postanowiłem usiąść do tyłu, żeby sprawdzić czy głębokie tylne siedziska są tak komfortowe na jakie wyglądają. Wiecie co? Może i są, ale jestem pewien jednego. Moja głowa stała się elementem zespolonym z tylna szybą. Niestety, miejsce na tylnym siedzeniu jest dla baaaardzo niskiego "luda", a 181 cm wzrostu to zdecydowanie za dużo jak na podróż Mustangiem z tyłu. Po tych złych doświadczeniach na tylnej kanapie przesiadłem się żeby sprawdzić jak działają sensory mierzące nam przyspieszenie i hamowanie. Sprawa wygląda tak: Temperatura powietrza 15 stopni celsjusza, opony nierozgrzewane, równa asfaltowa nawierzchnia i start od zera do 100km/h, rezultat: 5.2s. Droga hamowania ze 100km/h do zera= 42 metry w czasie 3.2s z przeciążeniem o wartości 0.99G. Takie są amerykańskie fakty, a teraz przejdźmy do podsumowania.

Hmm... Przez lata nie zwracałem uwagi na amerykańskie samochody, nie podobały mi się i nie budziły we mnie w zasadzie żadnych większych emocji, ale ten samochód to zmienił. Ford Mustang zachował pewien klimat, który jest znakiem rozpoznawczym "Muscle Carów". Zgadzam się, że nie jest jakoś świetnie wykonany w środku, czasami coś zatrzeszczy, coś jest nie po "naszemu" dopasowane do siebie, ale to nie jest istotne bo te auta zawsze wyróżniało coś innego, a mianowicie moc, która dostarcza czystej, dzikiej radości z jazdy tą bestią. Mustang ma jeszcze jedną zaletę, można go używać na co dzień, jest całkiem wygodny, w niskim zakresie obrotów dźwięk silnika jest przyjemny i znośny. Auto wygląda fajnie i tak samo jeździ. Jeśli zdecydujecie się na zakup tego Forda to przygotujcie około 200 tysięcy złotych i koniecznie zamówcie do niego hak holowniczy żeby ciągnąć za sobą małą cysternę bo szaleństwa tym wozem kosztują nawet 26 litrów na 100 kilometrów. :)) Jak zwykle dziękuję za poświęcony czas i zapraszam do galerii :)) Trzymajcie się.

Artur Rojewski

"The Power Is..."

Następny