Polub mnie

Uwaga! Niniejsza strona ma charakter wyłącznie informacyjny, nie promuje żadnego stylu jazdy i nie ma charakteru szkoleniowego. Wszystkie samochody, których dotyczą opisy i zdjęcia zamieszczone na tej stronie są użytkowane zgodnie z przepisami ruchu drogowego i z zachowaniem najwyższych środków bezpieczeństwa tak aby nie wyrządzić nikomu żadnej szkody na drodze. Autor bloga nie ponosi odpowiedzialności za innych użytkowników dróg, którzy w sposób niezgodny z przepisami ruchu drogowego lub z narażeniem zdrowia i życia innych będą użytkować pojazdy na drogach publicznych i poza nimi.

Nie wyrażam zgody na kopiowanie zdjęć samochodów, treści wpisów zamieszczonych na ich temat, a także ich dalszą publikację. Wszystkie zdjęcia i artykuły zostały stworzone przeze mnie i stanowią moją własność. Dziękuję za zrozumienie :)

  1. pl
  2. en

„Szwedzki Stół"

Gdy po raz pierwszy w życiu zauważyłem na drodze pędzące Volvo V90 Cross Country, a wraz za nim Audi Allroad pomyślałem, że grupa domorosłych mechaników właśnie zabrała się do pracy i stworzyła w zacisznym garażu gdzieś na przedmieściach miasta dwa samochody zwyczajnie nikomu do niczego niepotrzebne. Moje proste rozumowanie nie przewidywało opcji „wozu do wszystkiego” bo zgodnie ze starym porzekadłem coś do wszystkiego jest do niczego. Z drugiej strony czy takie tuzy jak Volvo czy Audi pozwoliłyby sobie na wydanie milionów euro realizując projekt, który został by z góry skazany na porażkę? Takie rzeczy w przeszłości już się zdarzały, ale dotyczyły raczej producentów mniej wyszukanych i ekskluzywnych marek. Niemcy uwielbiają ze sobą rywalizować dlatego nigdy nie dziwiło mnie to, że gdy na przykład BMW wprowadziło coś nowego to za chwilę Audi z Mercedesem pojawiało się u klienta z dziwnie podobnym projektem tworząc przy okazji nowy segment samochodu najczęściej reklamowany jako „to właśnie ten jedyny, najlepszy i niepowtarzalny”. OK, ale co do tego ma Volvo?, marka, która zawsze chodziła własnymi ścieżkami budując samochody do przesady praktyczne, bezpieczne, czasami budzące grozę swoim wyglądem, ale za to trwałe i niezawodne... Okazuje się, że postęp technologiczny wyzwolił w człowieku chęć dotarcia tam gdzie wcześniej było to niemożliwe albo przynajmniej zarezerwowane dla małej garstki ludzi, którzy byli w posiadaniu drogich specjalistycznych pojazdów, które najczęściej wymagały nie lada umiejętności od swoich kierowców. Dzisiaj możemy po prostu iść do salonu i kupić sobie samochód, który przyspieszy do setki szybciej niż samolot, przejedzie poligon wojskowy lub zwyczajnie po naciśnięciu guzika będzie gotowy do wzięcia udziału w amatorskim rajdzie samochodowym. Skomplikowane napędy na cztery koła, systemy kontroli trakcji, pneumatyczne zawieszenia oraz wydajne mocne silniki ułatwiają nam dotarcie do wyznaczonego celu niezależnie od pogody i warunków panujących na drodze, która jak dobrze wiemy w krainie nazywanej Szwecją potrafi być bardzo kręta, zdradliwa i trudna do pokonania. Uważam, że właśnie tutaj kryje się prawdziwy powód, dla którego Szwedzi zbudowali model Volvo V90 Cross Country. Przecież trudno sobie wyobrazić żeby czteroosobowa szwedzka rodzina podróżowała na urlop do Laponii przednionapędowym samochodem marki Dacia Logan, załadowanym po dach tobołami. Po pierwsze podczas szwedzkiej zimy dotarliby najwyżej na obrzeża Goteborga bo potem Dacia ugrzęzła by w zaspie, aż do kwietnia następnego roku, a po drugie to mogłaby być jedyna i ostatnia taka podróż w ich życiu ponieważ w wyniku traumy nikt z nich już więcej nie wsiadłby do samochodu. Zatem koncepcja Volvo była słuszna, ale czy udana? Oceńcie sami...

 

Volvo V90 Cross Country
25 czerwca 2019

Na pierwszy rzut oka najnowsza V90 Cross Country nie wiele różni się od swojej bardziej ucywilizowanej siostry V90- siątki. Linia nadwozia obu pojazdów jest niemalże identyczna i przypomina mi wielką drapieżną rybę, której opływowy kształt i muskulatura nadają szyku oraz elegancji sprawiając przy tym wrażenie niezwykłej zwinności pomimo ogromnych gabarytów tego dwutonowego kolosa. Przód auta jest identyczny chyba we wszystkich modelach tego producenta. Po prostu mam wrażenie jakby Szwedzi zakochali się w projekcie lamp, przedniego zderzaka i atrapy chłodnicy uważając, że nie warto go zmieniać żeby „broń Boże” czegoś nie zepsuć. Klasyką gatunku dla samochodów marki Volvo są tylne światła zachodzące na słupek D oraz charakterystyczne przetłoczenia karoserii będące elementem systemu SIPS (ochrona kierowcy i pasażerów przed skutkami bocznego uderzenia). Najbardziej rzucającymi się w oczy komponentami, które podkreślają „osobowość” modelu Cross Country są ogromne nadkola i zdecydowanie większy prześwit pomiędzy spodem auta, a podłożem. Oba te elementy wyraźnie stanowią o terenowych aspiracjach tego samochodu. Uważam, że jedyną stylistyczną bolączką tego wozu (to samo tyczy się Audi Allroad) są plastikowe osłony ochraniające nadkola. Nie wiem czy one komuś się podobają czy nie, ale ja osobiście już w salonie zamówiłbym je pomalowane w kolorze nadwozia. Podsumowując wygląd zewnętrzny tego kolosa? Wielki, ale nawet zgrabny... Wnętrze mojego Volvo to już wyraźna przewaga szwedzkiej myśli technicznej nad fantazją. Jeżeli spodziewacie się futurystycznych kształtów przywodzących na myśl gwiezdne wojny to lepiej zmieńcie koncepcje i poszukajcie innego samochodu. W środku dominuje ergonomia, bezpieczeństwo, wygoda i elegancja.., bynajmniej wedle szwedzkiego stylu myślenia. Jest drewno bo drewienkiem tych listew bym nie nazwał, wielkie kraty nawiewu powietrza, kawał dużej, solidnej deski rozdzielczej i kierownica z naprawdę minimalną ilością przycisków. Wszystko nowoczesne, porządne, ale jakby zachowane w tym „ichniejszym” skandynawskim stylu. Nie zabrakło też różnych kolorowych światełek podkreślających poszczególne elementy wykończenia wnętrza samochodu, ale są one raczej delikatnym akcentem niż wielką, bożonarodzeniową choinką znaną z „niemieckiej, luksusowej bajki”. Wiecie co? To chyba dobrze bo wiem z doświadczenia, że nadmiar szkodzi i przez to elegancja często zamienia się w „fajans”, który do tego przeszkadza podczas jazdy nocą. Volvo jest kolejną marką, która wyraźnie podąża w kierunku „bezklawiszowej” obsługi pojazdu. We współczesnych autach możliwości konfiguracji jest tak wiele, że nie starczyło by miejsca na zamontowanie tych wszystkich guzików do uruchamiania poszczególnych funkcji, a w przeciwnym razie samochodowe kokpity przypominałyby te z samolotów Boeinga. W tej sytuacji z pomocą przychodzi elektronika.., skoro przy pomocy tableta możemy sterować domem to dlaczego by nie samochodem? W tym celu Volvo zamontowało jeden wielki komputer z dotykowym ekranem na konsoli środkowej. Menu jest intuicyjne, ale w niczym nie przypomina tego, które znajdziemy w Audi, BMW czy Mercedesie. To jest po prostu „Volvo Style” i trzeba się nauczyć go obsługiwać. Fajne jest to, że jednym guzikiem możemy włączyć lub wyłączyć kamerę cofania, asystenta zmiany pasa ruchu, system start/stop, światła doświetlające zakręty, system Bliss (asystent martwego pola w lusterkach bocznych), tempomat i jeszcze kilka innych funkcji. Z pulpitu tego kompa możemy sterować klimatyzacją, radiem, USB, telefonem, nawigacją, ustawieniami świateł wewnątrz i na zewnątrz pojazdu. Nie zabrakło też informacji dotyczących zużycia paliwa, wymagań serwisowych czy możliwości konfiguracji poszczególnych funkcji wchodzących w skład systemu IntelliSafe jak choćby wspomniany już Bliss czy Cross Traffic Allert (układ ostrzegający o ruchu poprzecznym). W zależności od potrzeb możemy wybrać informacje, które chcemy widzieć na zegarach; zużycie paliwa, przebieg, dystans przejechany od startu, mapa nawigacji, telefon, radio/nośnik USB etc. Opisując wnętrze V90 CC nie sposób pominąć foteli, które zaprojektowane zostały głównie z myślą o bezpieczeństwie podróżujących. Mi osobiście one przypominają ortopedyczne siedziska, na których prawidłowa pozycja jest priorytetem spychając komfort na drugi plan. Po prostu chwilę musiałem pogrzebać w ustawieniach zanim znalazłem optymalną pozycję dla siebie. Na duży plus dla Volvo zasługuje funkcja masażu w jaką został wyposażony tron kierowcy i pasażera. Oczywiście nie zabrakło podgrzewania i wentylacji, a także elektrycznej regulacji w wielu płaszczyznach. Całość obszyta została perforowaną skórą, która jest przyjemna w dotyku. Długa drewniana roleta na tunelu środkowym to coś nie dla mnie, zwyczajnie wygląda jak rozsuwane drzwi kredensu z alkoholem w domu barona, który właśnie boryka się z silnym uzależnieniem, a do tego dwa pierwsze drewniane elementy wyglądają jakby się już rozklejały. Tylne siedziska zostały wyposażone w wysuwane foteliki/podwyższenia dla dzieci dzięki czemu nie ma potrzeby przewożenia paskudnych podkładek pod cztery literki maluchów. Wielkość bagażnika jest wręcz imponująca, a po złożeniu tylnego rzędu siedzeń całość przypomina sypialnie w kamperze i to dosłownie (dla zainteresowanych dodam, że odległość pomiędzy pierwszym rzędem siedzeń, a klapą bagażnika po złożeniu tylnych foteli wynosi prawie 2 metry). Na pochwałę zasługuje projekt przestrzeni bagażowej, którą można podzielić na dwie części, z czego uchylna przegroda została wyposażona w pasy dzięki czemu możemy bezpiecznie przewozić choćby torbę z zakupami. Takie drobiazgi, a jak ułatwiają życie...

 

"Volvo Style"

Oczekując w kolejce na moje Volvo obawiałem się, że dwulitrowy turbodiesel o mocy 235 koni mechanicznych zwyczajnie odbierze mi ochotę na przejażdżkę tym samochodem. Z jednej strony przyspieszenie na poziomie 7,2s do pierwszej setki nie rzuca na kolana w 2019 roku, a z drugiej według informacji jakie podaje producent średnie osiągi przekładają się na niskie zużycie paliwa wynoszące zaledwie 4,9 ltr/100km, a jaka jest prawda? Prawda jest taka, że jest dokładnie odwrotnie bynajmniej w moim odczuciu. Ten czterocylindrowy diesel wykonany w technologii common rail został spięty z 8-stopniowym automatem, który naprawdę dobrze sobie radzi. Jadąc tym samochodem nie odniosłem ani na chwilę wrażenia porażającego niedostatku mocy. Oczywiście podczas wyprzedzania musimy pamiętać o tym, że nie jedziemy bolidem z piekła rodem tylko dużym, ciężkim i długim autem z dynamicznym, ale nie do przesady silnikiem. Podczas mojego testu na dystansie około 250 kilometrów auto spaliło 8,5 litra ropy.., czy to dużo jak na takich gabarytów pojazd? Moim zdaniem to wynik przyzwoity, ale daleki od deklaracji producenta. Nie wiem, być może jeśli ktoś będzie snuł się w trybie Eco muskając rzęsą pedał gazu to zejdzie do wspomnianej granicy 5 litrów, ale jak dla mnie wydaje się to mało prawdopodobne, a po drugie nie na tym polega jazda samochodem, żeby obudzić się wyspanym i usnąć za godzinę z powrotem.., za kierownicą. Pneumatyczne zawieszenie tego auta było dla mnie nie lada niespodzianką gdyż spodziewałem się kanapowca, a zastałem wygodny wóz z lekko sportowo „naostrzonym pazurem”. V90 CC naprawdę dobrze trzyma się drogi, jest wygodne, ale nie do tego stopnia żebym nie czuł dziur pod kołami jadąc w trybie Comfort. Jak dla mnie OK, nie lubię „klusek” zamiast amortyzatorów bo zwyczajnie nie czuję auta na zakrętach. Podczas mojej przejażdżki spadł deszcz i momentalnie zauważyłem, że na ostrzejszych łukach zrobiło się mniej pewnie. Moim zdaniem to była lampka ostrzegawcza! Prawa fizyki, masa i gabaryty auta robią swoje co powoduje, że da się tym autem zsunąć z drogi. Włączając się do ruchu na mokrej nawierzchni skręciłem kierownicę jednocześnie dodając ostro gazu i ku mojemu zdziwieniu zarzuciło mi tył pojazdu. Zresztą nie mniej zdziwiona była kontrola trakcji, która moim zdaniem odrobinę spóźniła się z interwencją. Oczywiście do żadnej groźnej sytuacji nie doszło, ale mówiąc szczerze nie spodziewałem się, że czteronapędowy ważący dwie tony galeon z mocą silnika nie przekraczającą 250 koni będzie skłonny do takich harców na drodze. Niestety Volvo ma pewien mankament w postaci ogromnych jak uszy słonia lusterek. Trzeba przyznać, że widoczność tego co dzieje się za pojazdem jest znakomita, ale już dostrzec obiekt który znajdzie się pomiędzy lusterkiem, a przednim słupkiem to wielka sztuka. Nie podobało mi się to, że musiałem za każdym razem wychylać się na skrzyżowaniu w poszukiwaniu pieszego albo rowerzysty, który mógłby zniknąć w tej otchłani. Jako, że przyszedł czas ponarzekać to pozwólcie, że „narzeknę” jeszcze dwa razy; swój żal kieruję do Volvo z powodu braku prostej funkcji jaką jest automatyczne wyłączenie masażu po opuszczeniu pojazdu przez pasażera. Jeszcze długo po tym jak mój fotograf poszedł do domu fotel masował pustą przestrzeń niepotrzebnie hałasując w kabinie. W mojej księdze zażaleń znalazł się jeszcze mechanizm, który steruje wycieraczkami. Włączając funkcję INT spodziewałem się, że będą one działały automatycznie współpracując z czujnikiem deszczu, a tymczasem słońce dawno wyszło, burza odeszła w siną dal, a system INT dalej polerował szybę z częstotliwością ustaloną przez siebie, która nijak nie odpowiadała warunkom atmosferycznym panującym na zewnątrz...

Czy Volvo V90 Cross Country to wóz dla mnie? Tak naprawdę gdybym nawet chciał się czepiać to nie za bardzo mam do czego ponieważ ten samochód jest naprawdę dobry i w niczym nie ustępuje innym luksusowym markom na rynku. Tak naprawdę ten wóz ma zdecydowanie więcej zalet niż wad (o ile wadami można nazwać kilka detali, które opisałem), ale na pewno nie jest to auto przeznaczone dla osób, które szukają wrażeń za kierownicą. V90 CC to wóz dla ludzi, którzy szukają praktycznego auta na co dzień i cenią sobie ponad wszystko komfort oraz bezpieczeństwo. Ja osobiście czuję się w tym wozie dobrze dlatego gdybym szukał dużego rodzinnego kombi, które dowiezie mnie w każdych warunkach do celu wtedy na pewno rozważyłbym zakup tego samochodu. To Volvo ma jeszcze jedną ogromną zaletę, a mianowicie wygląda na dużo droższe niż jest w rzeczywistości. Cena V90 CC zaczyna się od 235 tysięcy złotych i nawet jeśli dobierzemy kilka smakowitych kąsków z tego wielkiego szwedzkiego stołu to i tak powinniśmy zmieścić się w 300 tysiącach złotych.

Dziękuję bardzo firmie Volvo Auto Bruno ze Szczecina za udostępnienie tego auta. Dziękuję Robert.

 

Artur Rojewski

"Diesel wiecznie żywy"

Następny