Polub mnie

Uwaga! Niniejsza strona ma charakter wyłącznie informacyjny, nie promuje żadnego stylu jazdy i nie ma charakteru szkoleniowego. Wszystkie samochody, których dotyczą opisy i zdjęcia zamieszczone na tej stronie są użytkowane zgodnie z przepisami ruchu drogowego i z zachowaniem najwyższych środków bezpieczeństwa tak aby nie wyrządzić nikomu żadnej szkody na drodze. Autor bloga nie ponosi odpowiedzialności za innych użytkowników dróg, którzy w sposób niezgodny z przepisami ruchu drogowego lub z narażeniem zdrowia i życia innych będą użytkować pojazdy na drogach publicznych i poza nimi.

Nie wyrażam zgody na kopiowanie zdjęć samochodów, treści wpisów zamieszczonych na ich temat, a także ich dalszą publikację. Wszystkie zdjęcia i artykuły zostały stworzone przeze mnie i stanowią moją własność. Dziękuję za zrozumienie :)

  1. pl
  2. en

„Wodny Świat"

Woda to życie, a życie na wodzie to wolność i emocje... Te słowa zrozumie każdy kto chociaż raz poczuł adrenalinę napływającą do głowy na widok potężnej fali morskiej nacierającej z ogromną siłą na kadłub pływającej zabawki zdolnej z ledwością pomieścić trzy dorosłe osoby. Moja przygoda ze skuterami wodnymi rozpoczęła się w 2002 roku na wyspie Rab w Chorwacji i przypominała bardziej parodię niż profesjonalne pływanie, ale jak powiadają „od czegoś trzeba zacząć”. Spacerując po malowniczej, skalistej zatoce dostrzegłem dwa dryfujące blisko brzegu skutery, które swoim wyglądem bardziej przypominały pojazdy używane przez rodzinę Flinstonów niż nowoczesne maszyny przystosowane do rozwijania dużych prędkości na wodzie. Siedziba wypożyczalni, do której należały te dwie przedpotopowe maszyny znajdowała się nieopodal pod parasolem na plaży. Po długich negocjacjach doszliśmy z właścicielem do konsensusu i ustaliliśmy, że za 10 dolarów amerykańskich, dwie płyty kompaktowe z muzyką techno oraz breloczek z logiem Ferrari nabędę prawo do dziesięciominutowej, samodzielnej przejażdżki po Morzu Adriatyckim. Zabawa była przednia, a ja pomimo pewnego niedosytu wiedziałem, że to dopiero początek i na pewno do tego tematu kiedyś powrócę.., i powróciłem 20 sierpnia 2012 roku. Wyspy Kanaryjskie, kojarzą mi się z beztroską, Oceanem Atlanctyckim i Teneryfą Południową, na której spędziłem 11 dni; bawiąc się, zwiedzając i pływając na skuterach wodnych, a w zasadzie to „upalając” najnowsze jak na tamte czasy Sea Doo GTI 130. Zabawa skuterem przypomina jazdę na motocyklu, ale z tą różnicą, że o ile drogę, a w zasadzie warunki na niej panujące możemy w pewnym stopniu przewidzieć tak tego co może zafundować nam ocean przewidzieć za bardzo się nie da. W tamtym czasie „Safety briefing” nie był pojęciem, do którego przywiązywałem szczególną wagę i w zasadzie moja wiedza na ten temat ograniczała się do obowiązku noszenia kamizelki asekuracyjnej oraz zrywki na ręce. Gdy tylko minąłem główki portu i znalazłem się na pełnym morzu wcisnąłem do oporu klamkę z prawej strony na kierownicy, oczywiście nie uwzględniając niczego innego poza szerokością uśmiechu na mojej twarzy będącego swoistą miarą zadowolenia i rozkoszy, którą odczuwałem słuchając czterocylindrowego Rotaxa oddającego moc całych 130 koni mechanicznych. Niestety już po około minucie przed dziobem mojego „okrętu” wyrosła fala o wysokości mniej więcej altanki na działce, z którą przyszło mi się zmierzyć.., a w zasadzie to zderzyć.., czołowo. Pamiętam, że wylot ze skutera odbył się w trybie pilnym i trwał dosyć długo. Po dopłynięciu do mojego Sea doo wgramoliłem się na siodło i po uruchomieniu silnika kontynuowałem podróż już z nieco ostudzonymi przez Atlantyk emocjami. Niestety człowiek uczy się na błędach więc kolejna lekcja przyszła bardzo szybko, a mówiąc ściślej chwilę później gdy tylko rozpędziłem swoje GTI i postanowiłem sprawdzić jak prawdziwe jet-ski zachowuje się podczas pokonywania ciasnych zakrętów. Ponownie wcisnąłem dźwignię gazu i zaprzeczając temu co podpowiadał mi szósty zmysł, (a podpowiadał nie rób tego) skręciłem gwałtownie kierownicę. Skuter w ułamku sekundy dosłownie zaparł się burtą o turkusową wodę Atlantyku, a ja niczym pilot uszkodzonego myśliwca katapultowałem w powietrze lecąc nad Wyspami Kanaryjskimi w nieskończoność.., i tak doleciałem do 28 lipca 2020 roku.

 

Yamaha VX Cruiser HO
16 sierpnia 2020

Tego dnia ubrany w krótkie spodenki, t-shirt i sandały stanąłem ze zrywką oraz pilotem w ręku na kei Mariny Grodzkiej w moim rodzinnym mieście Szczecinie. Przede mną na specjalnej platformie stała nowa Yamaha VX Cruiser HO, którą zamierzałem wyruszyć w podróż do nadmorskiego Dziwnowa oddalonego o ponad 100 kilometrów od portu macierzystego. Nauczony doświadczeniem z Teneryfy postanowiłem odrobić lekcje i bliżej zapoznać się z zasadami bezpieczeństwa będącymi jak się później okazało przepustką do wspaniałej i niezapomnianej zabawy. Przeprawa przez Zalew Szczeciński i może Bałtyckie to nie są żarty dlatego przed wypłynięciem sprawdziłem morską prognozę pogody upewniając się, że nie „wjadę” w środek burzy z huraganowym wiatrem w pakiecie. Nieodłącznymi elementami wyposażenia skutera powinny być; latarka, telefon komórkowy (z naładowaną baterią) lub radio VHF, butelka wody pitnej i lekka, ale nieprzemakalna wiatrówka. Być może brzmi to dziwnie, ale wyobraźcie sobie, że gdzieś na środku zalewu szczecińskiego, poza torem wodnym zepsuje się wasz skuter przez co zmuszeni będziecie przez kilka godzin dryfować do czasu, aż ktoś udzieli wam pomocy. Kamizelka asekuracyjna, pianka, okulary przeciwsłoneczne lub gogle są elementami, które nie tylko wpływają na komfort podróży, ale również na bezpieczeństwo wasze i innych. Przekonałem się o tym osobiście kiedy w upalny dzień promienie słoneczne odbijały się od tafli wody co znacznie utrudniało widoczność.., a pamiętajmy, że pędząc 100 km/h po wodzie warto abyśmy widzieli jak najwięcej. Okulary chronią oczy przed słoną wodą morską, która potrafi wlewać się hektolitrami szczególnie podczas szaleństw lub przeprawy w trudnych warunkach. Alkohol i środki odurzające są czymś absolutnie zakazanym i w połączeniu z prawie dwustu-konną maszyną tworzą mieszankę wybuchową, stanowiącą śmiertelne zagrożenie dla nas i innych użytkowników morskich szlaków. Przed wypłynięciem warto sprawdzić stan techniczny skutera; czy jest paliwo, olej w silniku, stan akumulatora, a także układ chłodzenia oraz komorę silnika (czy nie ma wody i wycieków). Zaplanujmy tak podróż aby nie pływać nocą ponieważ tory wodne nie są oświetlone, a skuter nie posiada świateł nawigacyjnych co sprawia, że będziecie praktycznie niewidoczni, a i sami zobaczycie nie wiele. Nie pływajcie sami! Uważam, że zawsze powinien być inny skuter lub motorówka w pobliżu po to aby wyłowić was z wody w przypadku kiedy zaczniecie tonąć lub po wywrotce, która może skończyć się utratą przytomności. Pływajcie zawsze ze zrywką podpiętą do kamizelki lub założoną na rękę pamiętając o tym, że jeśli wypadniecie za burtę z luźno wiszącą zrywką wtedy skuter wodny od was odpłynie i będzie to naturalnym zjawiskiem wynikającym z konstrukcji samej maszyny. Zrywka, którą pociągniecie za sobą wpadając do wody ma za zadanie unieruchomić silnik co spowoduje zatrzymanie skutera.., a co jeśli was już na pokładzie nie będzie, a silnik będzie nadal pracował? Wtedy nawet przy zamkniętej przepustnicy przez strumienicę będzie przepływała woda, która wprawi jet-ski w ruch. Nie pływajcie w miejscach wydzielonych do kąpieli dlatego, że pędząc 100 km/h nie zdążycie zareagować w przypadku kiedy nagle spod tafli wody wynurzy się głowa nieświadomej zagrożenia osoby. Zderzenie człowieka z pędzącą ponad 350 kilową maszyną jest swoistą gwarancją śmierci lub kalectwa dla was i dla niego. Pływanie przed dziobem dużych statków to grzech, za który w najlepszym wypadku możemy dostać srogi mandat, a w najgorszym stanąć przed sądem morskim... Uwzględniajmy to, że 200 metrowy statek nie jest w stanie zmienić kursu ani się zatrzymać na widok takiej „łupinki” jak nasz skuter, który leży wywrócony przed jego dziobem. Jeśli już wpadniecie do wody to postarajcie się jak najszybciej, ale rozkładając siły dopłynąć do „jeta” i wejść na siodło zawsze od strony rufy (tył skutera). Zdarza się, że maszyna po wywrotce obróci się do góry dnem co jest najgorszą opcją oczywiście poza zderzeniem ze skałą czy bojką stojącą na torze wodnym. Istnieje specjalna technika obracania skutera, która polega na tym, że musimy stanąć na obróconym dnie maszyny, chwycić oburącz za krawędź burty i zrobić coś w rodzaju fikołka do tyłu ciągnąc skuter ze sobą. Bardzo ważne jest, aby wykonać całą operację w czasie poniżej jednej minuty od wywrotki i w stronę, którą zaleca producent ponieważ w przeciwnym razie olej z miski dostanie się do przepustnicy co uniemożliwi rozruch silnika.

 

"Wave runner"

Yamha VX Cruiser została zaprojektowana z myślą o komforcie i wedle mojej oceny ten plan w pełni się powiódł. Wielka trzyosobowa kanapa, liczne schowki, opcja montażu torby na rufie oraz dwa tryby pływania (full power mode and half power mode) to tylko niektóre z udogodnień, które znajdziemy na pokładzie „japońskiego galeona”. Ciekawymi dodatkami do tego „niebieskiego tortu” są tempomat, hamulec z funkcją biegu wstecznego oraz tryb „no wake”, po włączeniu którego skuter płynie ze stałą prędkością 8 km/h nie wytwarzając fali. Obsługa tej maszyny jest bardzo prosta i ogranicza się w zasadzie do operowania gazem oraz kierownicą. Podobnie jak skutery śnieżne jet-ski nie mają rollgazu jak w motocyklach tylko dźwignię przypominającą klamkę hamulca w rowerze po prawej stronie na kierownicy. Pod siodłem tego ponad 350 kilogramowego „kloca” Yamaha zamontowała wolnossący czterocylindrowy motor o pojemności 1.8 litra i mocy 180 koni mechanicznych. Jednostka napędowa nie jest spięta z żadną skrzynią biegów ponieważ jej tam po prostu nie ma, a nasza „Yama” jest wprawiana w ruch dzięki wysokowydajnej strumienicy hyper-flow wraz z trójłopatową śrubą napędową zamkniętą w specjalnie zaprojektowanej obudowie. Oczywiście całość wykonana została z wysokogatunkowej stali nierdzewnej. W porównaniu do poprzedniego modelu VX-a nieco przeprojektowano kadłub co sprawiło, że maszyna nie sprawia wrażenia ociężałej pomimo dość dużej masy. Jednym słowem da się poszaleć zachowując kontrolę. Moc silnika jest wystarczająca do zabawy i z pewnością VX nie przypomina wyładowanego kutra rybackiego, ale nie spodziewajcie się „odrzutu” znanego z turbodoładowanych, 300 konnych „jetów”, które produkuje Sea doo czy Kawasaki. Skakanie po falach to przyjemność i tutaj też VX dysponuje wystarczającą mocą, ale.., no właśnie, ale idzie to trochę ociężale i naprawdę czuć masę szczególnie przy lądowaniu kiedy po dźwiękach spod kadłuba odniosłem wrażenie, że dotykam płyty lotniska, a nie tafli wody. Masa tej jednostki ma jednak pewną zaletę, a mianowicie wpływa na jej stabilność kiedy przyjdzie nam płynąć w trudnych warunkach przy dość wysokiej fali. Kilka razy pod złym kątem napłynąłem na falę i dosłownie lecąc w przechyle byłem gotowy do natychmiastowej ewakuacji, ale na szczęście moje błędy zostały wybaczone i jakby nigdy nic nadal znajdowałem się na kursie zapominając o sprawie. Kolejną wielką zaletą jest umiarkowany apetyt na paliwo. Podczas gdy wielkie „turbo konie” nie rzadko potrzebują 40, 50 czy nawet 60 litrów na godzinę tak mój „Cruiserek” przy umiarkowanym pływaniu spalał poniżej dwudziestu litrów benzyny bezołowiowej na godzinkę pływania. Podsumowując; 100 litrów paliwa wystarczyło aby popłynąć ze Szczecina do Świnoujścia, Dziwnowa, Wolina, Trzebieży i z powrotem do portu macierzystego. Warto nadmienić, że po drodze były skoki i szaleństwa więc tym bardziej uważam, że jest to wynik co najmniej niezły... Tylko czy to jest właśnie to czego oczekiwałbym od skutera wodnego?

Tak!, podoba mi się to, że ta maszyna jest pewnego rodzaju kompromisem pomiędzy komfortem, bezpieczeństwem i ekonomią, a przy okazji daje nam poczuć ogromną frajdą jaką daje człowiekowi życie w „wodnym świecie”. Yamaha VX Cruiser nie jest sportowcem, ale nie do tego ją przecież stworzono. Magia tego skutera polega na czymś innym, a mianowicie siedząc na tym wielkim siodle i trzymając gaz otwarty do końca za każdym razem czuję, że pędzę do bramy szeroko otwartej ku WOLNOŚCI...

Dziękuję bardzo wypożyczalni skuterów wodnych BL Rent Woda&Ląd ze Szczecina za użyczenie tych dwóch wspaniałych maszyn i zapraszam Was do wizyty na ich stronie internetowej: https://www.blrent.pl/

 

Artur Rojewski

"U-lotne chwile"

Następny