Polub mnie

Uwaga! Niniejsza strona ma charakter wyłącznie informacyjny, nie promuje żadnego stylu jazdy i nie ma charakteru szkoleniowego. Wszystkie samochody, których dotyczą opisy i zdjęcia zamieszczone na tej stronie są użytkowane zgodnie z przepisami ruchu drogowego i z zachowaniem najwyższych środków bezpieczeństwa tak aby nie wyrządzić nikomu żadnej szkody na drodze. Autor bloga nie ponosi odpowiedzialności za innych użytkowników dróg, którzy w sposób niezgodny z przepisami ruchu drogowego lub z narażeniem zdrowia i życia innych będą użytkować pojazdy na drogach publicznych i poza nimi.

Nie wyrażam zgody na kopiowanie zdjęć samochodów, treści wpisów zamieszczonych na ich temat, a także ich dalszą publikację. Wszystkie zdjęcia i artykuły zostały stworzone przeze mnie i stanowią moją własność. Dziękuję za zrozumienie :)

  1. pl
  2. en

„Samiec Alfa?”

Czy Ugo Sivocci malując na masce swojego samochodu symbol czterolistnej koniczyny wierzył w przesądy? Tego pewnie się nie dowiemy, ale faktem jest, że w prestiżowych wyścigach zawsze był drugi i za wszelką cenę chciał przerwać złą passę. Wreszcie udało się i Sivocci wygrał zawody Targa Florio w sycylijskich górach. Zapewne uwierzył, że koniczyna namalowana na masce jego Alfa Romeo przyniosła mu szczęście.., i miał rację bo kilka tygodni później zginął w innym samochodzie, który tego szczęśliwego symbolu nie miał. To były lata dwudzieste XX wieku i od tego czasu wiele się zmieniło, ale jedno pozostało niezmienne.., piękno włoskiej Alfa Romeo, która uwodzi za każdym razem gdy na nią spoglądamy. Osobiście uważam, że to niesamowite w jaki sposób stylistyka samochodu może wpływać na zmysły człowieka. Zgadzam się, że słowo „piękne” jest pojęciem względnym, ale wiem również, że istnieje coś takiego jak piękno uniwersalne. Oznacza to, że ktoś komu ten samochód się nie podoba nie powie, że on jest brzydki, po prostu nic nie powie. Będzie błądził w niepewności gdzieś pomiędzy „czymś” czym jest dla niego to auto w rzeczywistości. Taka właśnie jest Alfa Romeo, przez niektórych niedoceniana i lekceważona, a przez innych wręcz kochana.., ale nigdy nie brzydka... Enzo Ferrari kiedyś powiedział „Do Alfa czuję jeszcze porywy pierwszej miłości. Czyste uczucie, jakie dziecko żywi do swojej matki” i chyba się nie mylił ponieważ po pierwszej w życiu przejażdżce Stelvio Quadrifoglio po prostu byłem gotów wybaczyć Alfa i zapomnieć o wszystkich czarnych legendach na jej temat.., a legend było sporo, chociażby te o niezawodności, a właściwie zawodności tych włoskich piękności. Alfa cudem przetrwała wielkie zawirowania, przez które przechodził Fiat w 2004 roku. Udziały tego włoskiego giganta spadły tak mocno, że niemalże Fabbrica Italiana Automobili Torino obaliła się na dechy nie wykazując ani chęci ani możliwości spektakularnego powrotu do żywych. Niestety Fiat ciągnął za sobą Alfa, Lancie i Maserati, a przy życiu całe towarzystwo utrzymywało jedynie Ferrari, które jeszcze przynosiło zyski. Tutaj już nie było czasu na „Mamma mia” bo upadek Fiata mógłby mocno zatrząść gospodarką Włoch. Potrzebny był księgowy z twardym charakterem i maczetą w ręku.., i taki znalazł się na tym świecie. Sergio Marchionne był kontrowersyjną postacią, przez jednych uważany za szaleńca, a przez innych nie lubiany, ale z pewnością cieszył się szacunkiem. Na najważniejsze imprezy i spotkania przychodził w pasiastym sweterku, palił jak smok, a do tego potrafił jawnie drwić z konkurencji oraz z firmy, którą zarządzał jeśli ta wyprodukowała jakiś bubel. Marchionne potrafił wywalić za drzwi dziennikarzy zadających bezsensowne pytania, a z tymi, których nie lubił w ogóle nie rozmawiał. Ratując Fiata przeniósł produkcję Pandy z Bielska do Włoch czym zdobył sobie wielu wrogów i w naszym kraju. Strzał życia i jednocześnie rzeczy niemożliwej dokonał w 2009 roku kiedy wykupił oddychającego resztką sił Chryslera. Spekulanci pukali się w głowę stawiając krzyżyk na Fiacie, Chryslerze i Marchionne, ale nie mieli racji. Dzięki pieniądzom, które napływały z USA udało się uratować i Fiata i Chryslera, a mało tego, Chrysler już po dwóch latach zaczął przynosić zyski i spłacił swoje długi. Niestety nie obyło się bez ofiar i coś trzeba było poświęcić, a na szubienicę trafiła Lancia i Maserati. Tylko którą motoryzacyjną głowę odciąć? Przecież Lancia to marka z tradycjami, a Maserati to prawdziwe dzieła sztuki. Marchionne kochał supersamochody więc pewnie dlatego czapę dostała Lancia... Oczywiście tego pewnie do końca nie wie nikt, a sam Marchionne zabrał tajemnicę Lanci do grobu. Umarł w 2018 roku w Zurychu oficjalnie z powodu powikłań po operacji ramienia, ale krążą plotki, że zabił go rak płuc. Na szczęście przed śmiercią zrealizował dwa bardzo ważne życiowe projekty i jeden z nich właśnie dla Was przygotowałem :)

 

Alfa Romeo Stelvio Quadrifoglio
08 marca 2019

Alfa Romeo Stelvio Quadrifoglio to samochód, który wzbudził we mnie nie mniejsze emocje niż supersamochody, które tak bardzo lubię. Na samą wiadomość, że ten model czeka na mnie gotowy do jazdy, na mojej twarzy pojawił się przysłowiowy „banan” i jakaś dziwna ekscytacja wynikająca chyba z wielkiej legendy jaką otoczone są Giulia i Stelvio Quadrifoglio. Gdy dojechałem na miejsce wyrósł przede mną piękny, biały masywny stwór oklejony w barwy Włoch i z charakterystyczną czterolistną koniczyną przyklejoną na nadkolach, która zarezerwowana jest jedynie dla „arcy- sportowych” modeli Alfa. Patrząc na wloty powietrza na masce, dwudziesto-calowe koła, sześciotłoki od Brembo z przodu, dwie pary zacisków hamulcowych z tyłu i dwie podwójne końcówki układu wydechowego jakże przypominające Ferrari nie mam żadnych wątpliwości, że to supersamochód od Alfa Romeo. Nakręcony jak szwajcarski zegarek wskoczyłem do środka żeby nacieszyć oko tym co włosi zgotowali dla nas wewnątrz. No i powiem Państwu tak: Mój motoryzacyjny światopogląd może być lekko (a nawet odrobinę więcej niż lekko) wypaczony z racji tego, że jeździłem wieloma luksusowymi samochodami, ale tutaj chodzi o coś innego, a mianowicie o szczegóły. O ile na pierwszy rzut oka nie zobaczyłem w Stelvio niczego co rzuciło by mnie na kolana tak po chwili spokojnej obserwacji ten samochód zaczął mnie fascynować. Górne elementy kokpitu obszyte delikatną skórą z czerwonym szwem, wyraźnie wyprofilowane nad licznikiem obrotów silnika i prędkościomierzem. Same zegary to dla mnie majstersztyk; po pierwsze elektronika ograniczona do minimum na rzecz analogii, która w sportowym aucie zwyczajnie wygląda pięknie. Czcionka na obrotomierzu i prędkościomierzu dobrana w taki sposób aby podkreślała dynamikę tego auta, a na dodatek wskazówka obrotomierza potrafi z wielką frajdą wpaść na czerwone pole i powiem szczerze, że dobrze jej tam podobnie jak mi, ale o tym za chwilkę :) Po środku pomiędzy prędkościomierzem (wyskalowanym do 330 km/h), a obrotomierzem znajduje się dosyć spory monitor, na którym znajdziemy głównie informacje na temat podróży (przebieg, temperatura, spalanie itd.) Oczywiście w zależności od potrzeb możemy zmieniać treść komunikatów jakie chcemy widzieć przed sobą. Kierownica to kompozycja wszystkiego co najlepsze i najdroższe. Jest karbon, skóra, alkantara, aluminium, czerwone szwy i łopatki do zmiany biegów.., w zasadzie to nie łopatki, a wielkie łopaty, które oplatają 1/3 kierownicy. Monitor centralny został zaprojektowany przez artystę i to tyle. Czegoś tak pięknie wkomponowanego w kokpit jeszcze nie widziałem. Ten wyświetlacz jeśli się bliżej przyjrzymy jest w zasadzie kwadratowy, ale jego przedni panel został sprytnie wyprofilowany tak aby użytkownik miał wrażenie, że cały monitor ma nietypowy kształt pasujący do reszty kokpitu. Całość wnętrza aż kipi od włókna węglowego. Jest go dużo, ale zachowano smak i umiar, super. Zachwycony i uradowany dopasowałem wysokość kolumny kierownicy pod siebie, zaglądam i... Mamma mia, no dlaczego tak! Ktoś zapomniał co to za auto i zamontował osłonę kolumny kierownicy z najtańszego plastiku na ziemi. Na dodatek jeszcze górny oraz dolny element obudowy nijak do siebie nie pasuję. To trochę jakby zamiast świeżej wisienki na wielkim pysznym torcie weselnym położyć jajo.., lekko zalatujące kurnikiem. Elementy użyte do wykończenia tunelu środkowego naprawdę przyzwoite poza dźwignią zmiany biegów. Moim zdaniem ten drążek jest tylko poprawny i tyle. Zabrakło trochę indywidualności, a i materiał, z którego owa dźwignia została zrobiona jest „taki-jako-taki”. Pod tym względem podobają mi się Mercedesy AMG, tam „wajha” jest zawsze z logiem charakterystycznym dla modeli zbudowanych wyłącznie w Affalterbach. Fotele ze Stelvio z powodzeniem mógłbym otrzymać jako prezent urodzinowy, który byłby nieodłącznym elementem wyposażenia mojego dużego pokoju. Jeśli natomiast zamontował bym je w mojej Hondzie Civic z roku 1998 (chyba z 1998 bo ostatnio mechanik powiedział, że jest z 1996 ) wtedy żadna siła na żadnym zakręcie nawet by mną nie poruszyła. Siedziska szyte na miarę i nie ma co się rozpisywać. Menu w tym samochodzie jest bardzo intuicyjne i co ważne w języku polskim. Na wyróżnienie zasługuje zestaw grający w moim Stelvio. Dźwięk płynący z 13 głośników Harman Kardon, do tego wzmocniony subwooferem o mocy 900 Watt wręcz zniewala.., nawet taką muzyczną miernotę jak ja. Auto obsługuje oczywiście Androida i Apple Car play. Ponadto mamy do dyspozycji nawigację, kompas, monitor martwego pola, aktywny tempomat, system ostrzegania o niezamierzonej zmianie pasa ruchu, a opcjonalnie możemy wyposażyć nasze auto w ceramiczno- węglowe tarcze hamulcowe. Jak zwykle katalogu nie będę przepisywał ponieważ listę wyposażenia znajdziecie w necie. Przed startem uznałem, że warto zapoznać się technologią, która zagościła na tym włoskim salonie. Okazuje się bowiem, że inżynierowie z Alfa chyba faktycznie w nocy weszli po cichu do fabryki Ferrari i nabrali co mogli zanim włączył się alarm. W Stelvio zamontowano wał napędowy z włókna węglowego, silnik bi-turbo o pojemności 2.9 litra generujący moc 510 koni mechanicznych i 600 niutonometrów. Pod maską znalazło się miejsce na ośmiostopniową skrzynię biegów (która zresztą zmienia biegi szybciej niż zdążę zdjąć palec z łopatki po wciśnięciu), a wszystko spięli z czterema kołami i podłączyli pod kompa o wdzięcznej nazwie Chassis Domain Control po czym wypuścili na drogę i włączyli stoper. Okazało się, że to szaleństwo przyspiesza do pierwszej setki w 3.8 sekundy tylko po to żeby zamknąć prędkościomierz na 283- trzecim kilometrze. Czy jak na samochód klasy SUV to dobrze? No ja bym powiedział, że osiągi wyginają kolana w drugą stronę. Najnowsze BMW 850i xDrive wyposażone w motor o pojemności 4.4 litra i moc 530 koni, (które zresztą SUV-em nie jest) przyspiesza tylko o 1/10 sekundy szybciej do pierwszej setki niż Quadrifoglio. W warunkach drogowych tego nie odczujecie, a oba auta będą jechały w przysłowiowy łeb w łeb. Włosi zadbali też o zawieszenie, które w tym samochodzie jest aktywne. Oznacza to, że w zależności od trybu jazdy, w którym obecnie się poruszamy nastawy zawieszenia będą odpowiednio sportowe lub komfortowe, a co więcej jadąc w trybie Race możemy za pomocą jednego przycisku sprawić, że zawias stanie się odrobinę bardziej miękki. Za rozdział napędu na 4 koła (AWD) odpowiada inteligentny system Q4 z aktywną skrzynią rozdzielczą, który w zależności od warunków drogowych rozdziela moc i moment obrotowy na poszczególne koła. W teorii zadaniem tego systemu jest zapewnienie możliwie jak najlepszej trakcji na każdym podłożu. Jak zatem to wszystko wygląda w praktyce? Dobrze, naprawdę dobrze!

 

"Żywa forma"

Czerwony przycisk start rodem z supersamochodów znajduje się na kierownicy z lewej strony. Od razu po jego wciśnięciu rozlega się zachrypnięty odgłos układu wydechowego. Po prostu muzyka, która odrywa nas od rzeczywistości. Mniej więcej w połowie tunelu środkowego po lewej stronie znajduje się pokrętło przy pomocy którego możemy wybrać jeden z czterech trybów jazdy, czyli nic nadzwyczajnego. Właśnie w tym momencie moja wyobraźnia przemówiła sama.., a oto co jej oczami zobaczyłem. Otóż dział marketingu wymyślił sobie, że za wszelką cenę chce umieścić gdziekolwiek napis DNA, który będzie kojarzył się ze sportem, adrenaliną i emocjami. Podnieśli się z krzeseł i rozpoczęli wędrówkę po poszczególnych działach, a wyglądało to mniej więcej tak: Na pierwszy ogień poszedł inżynier odpowiedzialny za projekt nadwozia, który definitywnie nie zgodził się na żadne kreślenie żadnego DNA po jego pięknym projekcie nadwozia uzasadniając to tym, że już jest koniczyna na nadkolach i to wystarczy. Drzwi dalej był dział silników, w którym radzili jak upchnąć ponad 500 koni w V6 o niespełna trzech litrach pojemności i nie w głowie im były reklamowe slogany. Pogonili gamoni z marketingu i na tym się skończyło. Na podwoziu napisu nie było by widać więc tam nie poleźli. Ostatnia deska ratunku była u projektanta wnętrza samochodu. Błagali i wybłagali żeby ten zgodził się oznaczyć tryby jazdy literami, które tworzyły by napis DNA. Tak właśnie wedle mojej opinii powstały tryby jazdy D-dynamic, N- natural- A- advance efficiency i oczywiście RACE. Czy jest głębszy sens w tym oznaczeniu? Czy może moja wyobraźnia ma rację?.. Oceńcie sami.

No to jadę... Nic nie klekocze, nie telepie, jednym słowem przyjemnie, elegancko i dostojnie. Spojrzenia przechodniów bezcenne, a auto budzi nie mniejsze poruszenie niż rasowy super-wóz. W trybie efficiency silnik Stelvio pracuje na 4 cylindrach aby zaoszczędzić paliwo. Jako kierowca nie czułem dużej różnicy w pracy motoru, a całe auto swoim zachowaniem na drodze przypomina klasycznego SUV-a tylko od czasu do czasu manifestując swoje sportowe zapędy poprzez lekki stukot sportowego zawieszenia, które wyraźnie woli unikać dziur w nawierzchni. Układ kierowniczy pracuje miękko i wyraźnie został skonfigurowany w taki sposób, aby parkowanie w mieście nie stanowiło większego wysiłku. Chwilę się pokręciłem w tym trybie, ale szybko doszedłem do wniosku, że nie do tego Stelvio Qudrifoglio zbudowano więc czym prędzej włączyłem dynamic :) W jednej chwili usłyszałem podbity, zachrypnięty odgłos płynący donośnym strumieniem z układu wydechowego. Zawieszenie zrobiło się twardsze, a na kierownicy nie wyczułem już praktycznie żadnego luzu w jej środkowym położeniu. Alfa zrobiła się zwarta i gotowa do biegu. Wcisnąłem ostro pedał przepustnicy i auto wręcz wyrwało do przodu. Lekko odpuściłem gaz dopiero w granicach 5 tysięcy obrotów i w tym momencie komputer dał sygnał do zmiany biegu. Wow! Taką salwę z rury wydechowej słyszałem tylko w Audi TTs (to było wtedy jak dziad zwiał do lasu w kaloszach z wiadrem grzybów bo tak się przestraszył wystrzału z rury). W tym trybie zabawa jest najlepsza, a samochód czuje się jak ryba w wodzie. Niestety miałem pewne ograniczenie.., zimowe opony. Miękka mieszanka gumy i gruby bieżnik powodują, że Alfa zachowuje się nerwowo szczególnie podczas szybkiego wychodzenia z zakrętu. Zazwyczaj jeśli duże auto ma problem z wyważeniem lub niedopracowanym zawieszeniem to wykazuje znaczną „pod” lub nadsterowność. W Stelvio czegoś takiego nie było, a samochód po prostu zsuwał się z drogi nie mogąc złapać trakcji, a to ewidentnie wina opon. Uważam, że na porządnych i rozgrzanych Pirelli P Zero lub starych dobrych Toyo R888 zabawa tym samochodem trwała by w nieskończoność.., no właśnie, aż nie chce się wierzyć, że opisuję SUV-a! Wjechałem z powrotem do miasta, zerknąłem na średnie zużycie paliwa i przeżegnałem się z wrażenia... 26 litrów na 100 kilometrów to wartości, których nawet Ford Mustang może pozazdrościć. Myślę, że przy spokojnej jeździe można zejść do tych 17, 18, ale niestety jazda tym wozem bije po kieszeni okrutnie. Przeciskam się przez centrum w poszukiwaniu jakiegoś kawałka nieuczęszczanej drogi. Stelvio nie stroni od jazdy miejskiej, problemem jest jedynie włączanie kierunkowskazów.., bynajmniej zanim nie przyzwyczaimy się do łopat zmiany biegów, o które będziecie haczyć palcem za każdym razem kiedy przyjdzie dosięgnąć włącznika pomarańczowego migacza. Wreszcie znalazłem kawałek równej, nieruchliwej drogi asfaltowej z odrobiną piasku naniesionym przez koła ciężarówek z pobliskiej budowy. Właśnie tutaj chciałem zrobić test przyspieszenia w trybie RACE. Obawiałem się tylko jednego; otóż w tym trybie komputer odłącza nam kontrolę trakcji. Zastanawiałem się czy przypadkiem nie wyfrunę z drogi na tym zapiaszczonym asfalcie. Jako, że wiedziałem, że moja Alfa ma idealny rozkład masy wynoszący 50/50, napęd na cztery koła i genialne zawieszenie to postanowiłem zaryzykować. W trybie RACE dźwięk układu wydechowego stał się jeszcze głośniejszy, a zawieszenie jeszcze twardsze. Ustawiłem auto na wprost drogi, przesunąłem dźwignię zmiany biegów w tryb manualny, chwyciłem mocno kierownicę i wbiłem pedał w podłogę. Jest „turbodziursko” i to spore.., dopiero po chwili auto katapultuje do przodu z taką siłą, że trudno utrafić właściwy moment na zmianę biegu. Osobiście pierwsze dwie próby „przestrzeliłem” i za późno zmieniłem przełożenie z 1 na 2. Wymiotłem chyba cały ten piasek z asfaltu (za co ZdiTM powinien być mi wdzięczny), a moja Alfa nawet na chwilę nie zachowała się nerwowo lub nieprzewidywalnie. Ahh jak ja bym chciał pojeździć tym samochodem po torze wyścigowym... Producent deklaruje, że Stelvio Quadrifoglio wyhamuje z prędkości 100 kilometrów do zera na odcinku 36,5 metra. Oczywiście ja tego nie byłem w stanie zmierzyć, a jedyne co zauważyłem to gigantyczny poślizg i mrugające światła awaryjne podczas nagłego hamowania. Jeszcze raz podkreślam, że opony mają tutaj kluczowe znaczenie, a moje zimówki świetnie nadają się w góry, a nie na tor.

Moi drodzy, czy ten samochód znalazłby miejsce w moim garażu? Jeremy Clarkson kiedyś powiedział: „Nie możesz zostać uznany za prawdziwego fana motoryzacji jeżeli nigdy nie posiadałeś chociaż jednego modelu Alfa Romeo”. Alfa jest niebezpieczna bo uwodzi. Uwiedzie każdego kto chociaż raz do niej wsiądzie. Osobiście nigdy wcześniej nie rozważałem zakupu samochodu tej marki, ale Stelvio pozostało w mojej pamięci i kojarzy mi się z piękną dziewczyną o szaleńczo uwodzicielskim uśmiechu. Pomimo tego, że Quadrifoglio wymaga tankowania niczym myśliwiec w powietrzu to i tak chciałbym mieć Stelvio albo „Julkę” Giulię w swoim garażu.

Takie przyjemności mają jednak swoją cenę, więc jeśli pół miliona złotych nie stanowi dla Was problemu to czemu by nie pobawić się z piękną Włoszką :)

Na zakończenie jak zwykle uszanowania, całusy i podziękowania... Tak więc dziękuję chłopakom z firmy Alfa Romeo Grupa Gezet ze Szczecina za udostępnienie tego pięknego samochodu, dziękuję Paweł, Maciek i Piotr.

Artur Rojewski

"Sport to zdrowie"

Następny