Polub mnie

Uwaga! Niniejsza strona ma charakter wyłącznie informacyjny, nie promuje żadnego stylu jazdy i nie ma charakteru szkoleniowego. Wszystkie samochody, których dotyczą opisy i zdjęcia zamieszczone na tej stronie są użytkowane zgodnie z przepisami ruchu drogowego i z zachowaniem najwyższych środków bezpieczeństwa tak aby nie wyrządzić nikomu żadnej szkody na drodze. Autor bloga nie ponosi odpowiedzialności za innych użytkowników dróg, którzy w sposób niezgodny z przepisami ruchu drogowego lub z narażeniem zdrowia i życia innych będą użytkować pojazdy na drogach publicznych i poza nimi.

Nie wyrażam zgody na kopiowanie zdjęć samochodów, treści wpisów zamieszczonych na ich temat, a także ich dalszą publikację. Wszystkie zdjęcia i artykuły zostały stworzone przeze mnie i stanowią moją własność. Dziękuję za zrozumienie :)

  1. pl
  2. en

„Ave! Aventador"

Początek drugiej połowy lat 90, Szczecin, Polska. Mówi się, że miasto jest niebezpieczne. Często dochodzi do bójek kibiców drużyn piłkarskich, a na ścianach budynków widać graffiti będące dziełem młodocianych grup, które tworzą swoiste podziały dzielnic na strefy wpływów.., w przenośni i dosłownie. W Szczecinie panuje rolkowo- deskorolkowa moda, a nastolatkowie ubrani w szerokie spodnie z łańcuchami przemierzają miasto paląc trawkę, słuchając Prodigy i organizując zakrapiane imprezy pod nieobecność „Starych”. Dla mnie druga połowa szalonych lat 90 to także Varius Manx, szczere przyjaźnie, beztroski czas w piwnicznym klubie i pierwsze miłości. Któregoś dnia tato mojej koleżanki zabrał nas na pokład dużego Fiata 125P i pojechaliśmy na biwak. Pomyślałem wtedy, że to okrutny skandal przed kolegami wyjechać z dzielnicy „Kredensem” i to jeszcze na tylnym fotelu. Przybierając różne dziwne pozy, które pozwoliły by nie ujawniać mojej podobizny w kwadratowej szybie tylnych drzwi dużego Fiata przemierzałem drogę nasłuchując różnych, dziwnych odgłosów dochodzących spod maski tego auta. Zastanawiałem się o co tutaj chodzi skoro jednostka napędowa wydaje tak potężny huk przy ruszaniu, a samochód praktycznie ledwo toczy się do przodu. W pewnej chwili gdy staliśmy na ostatnich światłach gdzieś na obrzeżach miasta zauważyłem czerwone „coś” co stanęło obok nas. Wstyd wynikający z bycia widocznym na tylnym siedzeniu Fiata 125P minął, a ja z niedowierzaniem wpatrywałem się w najnowsze jak na tamte czasy Lamborghini na szwedzkich tablicach rejestracyjnych. W środku siedziało dwóch młodych mężczyzn, którym przy pomocy gestów starałem się dać znaki zachęcające do mocniejszego wciśnięcia pedału gazu. Pomyślałem wtedy „no no, dwa byki obok siebie to będzie się działo” (miałem na myśli Lambo i Fiata, który dzierżył taki pseudonim). No i zadziało się... Zanim sprzęgło we Fiacie załapało, a motor wydając standardowy przeraźliwy huk wprawił w ruch tego kapcia to Countach był już w pobliżu granicy szwedzkiej. Prawie głuchy od tych trzasków i stuków dojechałem na ten biwak lecz w głowie cały czas miałem moment tamtego niezwykłego spotkania. We wrześniu 1999 roku podczas drogi do szkoły zauważyłem stojące obok jednego z hoteli Lambo. Szkoła przestała mnie interesować i pomimo nieuchronnie zbliżających się kłopotów wynikających ze spóźnienia wybiegłem z tramwaju zobaczyć co to jest. To było Lamborghini Diablo i przełomowy moment w moim życiu, w którym włączyła mi się opcja „Dream Mode: ON” i to na poważnie. W połowie 2000 roku pojechałem autokarem (marki Ikarus) do Włoch. Zresztą to było dosyć ciekawe bo cała wycieczka przewidziana była na 7 dni, a sama podróż Ikarusem trwała dwa w jedną stronę. W każdym razie finał był taki, że dojechałem do słonecznej Italii umęczony jakbym co najmniej tam pobiegł. Kiedy siedziałem na krawężniku i jadłem loda w centrum Rzymu po raz kolejny zobaczyłem znajomą sylwetkę samochodu. W jednej chwili przestało mnie interesować to całe rzymskie Bizancjum i łażenie po ruinach. Moje ciało uniosło się z krawężnika i podążyło w jedynym słusznym kierunku pozostawiając resztę wycieczki czekającą z biletem w ręku przed wejściem do jakiejś starej włoskiej piwnicy z alkoholem. Wtedy pierwszy raz poczułem, że moje oczy zrobiły się zaszklone z bezsilności. Nie wiedziałem co mam zrobić żeby chociaż na chwilę znaleźć się we wnętrzu tego auta i przejechać jako pasażer rundę wokół przysłowiowego komina. W 2010 roku wreszcie jechałem jako pasażer superkotem z Sant'a Agata Bolognese. Poprosiłem właściciela Lamborghini Gallardo żeby zabrał mnie dosłownie na dwuminutową przejażdżkę. Pamiętam, że wtedy zacząłem wysyłać w myślach potężną energię w kosmos. Nie było dnia, w którym nie marzyłem o Lamborghini. Prawdziwy przełom nadszedł w kwietniu 2019 roku kiedy wsiadłem do Huracana. Niestety wtedy znowu miałem pecha. Jak zapewne pamiętacie najpierw lał deszcz, a kilka dni później auto wróciło z toru wyścigowego na łysych oponach i nie miałem okazji tak naprawdę pojeździć nim jako kierowca. Nie poddałem się...

 

Lamborghini Aventador SuperVeloce Jota
08 listopada 2019

Właśnie tego dnia pojechałem do Republiki Federalnej Niemiec na jedną z ważniejszych rozmów w moim życiu. Gdy dojechałem pod wskazany adres zobaczyłem stojące przed domem najnowsze, warte około 2,5 miliona złotych Lamborghini Aventador Super Veloce Jota chyba w najbogatszej wersji jaka jest dostępna. Informacja, którą otrzymałem w sprawie, w której przyjechałem była krótka i bardzo konkretna „Czekaj na kontakt i nie martw się, wieści będą dobre, cześć” Młody mężczyzna, z którym rozmawiałem wszedł do domu, a ja wsiadłem do mojej 22 letniej Hondy i pojechałem autostradą do Szczecina. Jadąc spokojnie prawym pasem i patrząc na przepiękny zachód słońca po policzku pociekła mi łza.., chyba ze szczęścia bo czułem wewnątrz, że to się stanie, że dostanę to o czym tak bardzo marzę przez prawie całe swoje życie. Nazajutrz około godziny 22:00 dostałem wiadomość, że muszę przyjechać do Niemiec następnego dnia o godzinie 10:00. Dotarłem na miejsce i stanąłem przed Aventadorem nie wiedząc jeszcze, że w tym aucie spędzę cały dzień. Patrząc na ten wóz razem z moim fotografem byliśmy przekonani, że nie uda nam się zrobić materiału na temat tej super-zabawki bo już na sam jej widok odebrało nam mowę. Aventador jest potężny, zadziorny i muskularny. Ten wóz „leży” kilka centymetrów nad ziemią, a każdy fragment jego nadwozia został zaprojektowany z myślą o ogromnych prędkościach. Ostre, aerodynamiczne kształty maski i przedniego zderzaka mają za zadanie rozcinać cząsteczki powietrza na atomy wykorzystując jego strumień w taki sposób aby przód auta był dociskany z ogromną siłą do podłoża. Tylny zderzak to właściwie jeden wielki karbonowy dyfuzor przypominający te, które są używane w bolidach Formuły 1. Włókno węglowe jest wszędzie; progi, lusterka, spojler, splitter, dyfuzor. Te wszystkie elementy mają być lekkie, wytrzymałe, aerodynamiczne i piekielnie drogie... No tak, ale czy Lamborghini mogłoby pozwolić sobie na oszczędności w samochodzie, który został wyposażony w dwunastocylindrową jednostkę o pojemności 6,5 litra i mocy 770 koni? Nie mogło by. Czy można oszczędzać na podzespołach w aucie, które przyspiesza w 2.8 sekundy do pierwszej setki oraz rozpędza się do prędkości 350 km/h? Nie można... Lambo twierdzi, że ogromne sześciotłoczkowe, karbonowo-ceramiczne hamulce warte nie mniej niż kawalerka w centrum miasta potrafią zatrzymać ten wóz ze 100 km/h na odcinku zaledwie 30 metrów.., nie wiem, nie sprawdzałem, wierzę inżynierom z Lamborghini. Po otwarciu do góry drzwi moim oczom ukazał się kokpit myśliwca. Takiej ilości karbonu jeszcze nigdy nie widziałem w żadnej maszynie stworzonej rękoma człowieka. Kubełkowe fotele (karbon), obicia drzwi (karbon), szkielet kabiny (karbon), elementy wykończeniowe na tunelu środkowym (karbon), obramowanie monitora centralnego (karbon). Podsumowując jednym słowem wnętrze tego Lambo powiem, że.., to KARBON. Pomimo wręcz kosmicznych materiałów użytych do budowy tego wozu, nienagannej stylistyki i najwyższej jakości wykonania nie czułem się w tym samochodzie komfortowo i przytulnie. Aventador to surowy harpagan i takie właśnie miałem odczucie podróżując tym bolidem. Tutaj nie znajdziemy wentylowanych foteli, miękkiej jak pieluszka tapicerki czy podgrzewanych podłokietników. Jeśli podczas jazdy zapragniemy masażu to z powodzeniem przejażdżka po nierównościach dostarczy nam podobnych wrażeń czuciowych.., z tą różnicą, że ten masaż będzie przypominał dotyk rosyjskiego kręglarza, a nie delikatną dłoń młodej masażystki. Projektanci Lamborghini Aventadora zadbali o to żeby goście na pokładzie tego wehikułu czuli jedność z samochodem już od pierwszych przejechanych metrów. Tutaj jest głośno, słychać zmianę biegów, pracę zawieszenia i wszystkich podzespołów, ale wiecie co? I właśnie to jest piękne, a do tego pozwala wyczuć ten samochód. Huracan jest pod tym względem bardziej cywilizowany. Tam w przeciwieństwie do Aventadora uda nam się zapomnieć, że jedziemy supersamochodem. Dźwięk potężnej i wkręcającej się na obroty V12-ki wywołuje ciarki. Lambo wrzeszczy przeraźliwie, ale co ciekawe ta muzyka bardziej przypomina odgłos pędzącego ścigacza niż gardłowo- basowy pomruk. Bardzo ciekawym rozwiązaniem jest sposób w jaki możemy otworzyć, a w zasadzie zdjąć pokrywę silnika. Będziemy do tego potrzebowali dwóch małych kluczyków, dzięki którym przekręcimy zamki znajdujące się po obu stronach osłony. Pamiętajcie, że ta klapa nie ma siłowników co oznacza, że jak już ją uniesiecie to będziecie zmuszeni ją postawić na ziemi albo z powrotem założyć. Jest jeszcze trzecia opcja; możecie trzymać ją w ręku bo jest lekka tylko wtedy po co ją zdejmować? Obsługa całego Menu tego auta jest banalnie prosta i przypomina mi pierwsze montowane w Audi systemy MMI (Multimedia Interface). Przyznam szczerze, że trochę się zdziwiłem. Oczywiście nie oczekiwałem w tym aucie wielkich i skomplikowanych paneli dotykowych, ale widok zwykłych i prostych plastikowych guzików na całej konsoli środkowej.., no nie wiem, co o tym myślicie? Funkcje, które są dostępne ograniczają się w zasadzie do sterowania klimatyzacją, elektrycznymi szybami, trybami jazdy, nawigacją, radiem, telefonem i systemem start/stop. Przy pomocy jednego guzika możemy unieść przednie zawieszenie samochodu po to aby przejechać przez próg zwalniający. Na konsoli środkowej znajduję się przycisk, dzięki któremu możemy w każdej chwili wyłączyć funkcję start/stop oraz kontrolę trakcji.., ale proszę nie róbcie tego w tym samochodzie. W menu możemy pobawić się ustawieniami; oświetlenia zewnętrznego, centralnego zamka, a także możemy ustawić wycieraczki przedniej szyby w trybie serwisowym lub włączyć ostrzeżenie o prędkości. Ciekawostką w tym „superkocie” jest tryb jazdy Lamborghini EGO, który możemy skonfigurować wedle własnych preferencji ustawiając niezależnie od siebie charakterystykę pracy układu kierowniczego, zawieszenia i przeniesienia napędu. Do dyspozycji mamy jeszcze tryby jazdy Strada, Sport i Corsa. Pamiętajmy o tym, aby lekkomyślnie nie włączać trybów Sport i Corsa ponieważ wtedy działanie kontroli trakcji jest ograniczone. Monitor centralny jest w pełni elektroniczny i dzieli się na trzy wyświetlacze; główny, największy na środku oraz dwa mniejsze odpowiednio po lewej i prawej stronie. Na głównym monitorze wyświetlana jest prędkość pojazdu, obroty silnika, wskaźnik przeciążenia G-Force, licznik biegów, a także graficzny wskaźnik obrazujący działanie Aerodynamica Lamborghini Attiva czyli aktywnego systemu aerodynamicznego. W dużym skrócie powiem, że działanie tego układu polega na odpowiednim ustawieniu spojlerów w taki sposób aby poprzez zmianę kierunku przepływu powietrza zminimalizować siłę docisku do podłoża i opory powietrza podczas gwałtownego przyspieszenia, ale zadziałać jak hamulec aerodynamiczny zwiększając siłę dociskającą do nawierzchni, a tym samym zwiększyć przyczepność pojazdu podczas hamowania. Na małym wyświetlaczu po lewej stronie znajdują się wskaźniki temperatury oleju i jego ciśnienie natomiast na monitorze po prawej stronie wskaźnik poziomu paliwa i temperatura silnika. Dzięki przyciskom na wielofunkcyjnej kierownicy możemy zmienić wskazania wyświetlane na małym monitorze po lewej stronie sterując przy okazji na przykład radiem.

 

"26.10.2019"

Gdy już opadły emocje, a poziom adrenaliny wrócił do powiedzmy przyzwoitego poziomu wsiadłem za kierownicę jednego z najszybszych, najdroższych i najpiękniejszych samochodów na świecie. Karbonowe fotele obszyte alcantarą dosłownie opasają całe ciało kierowcy i pasażera. Nie należą do najwygodniejszych, ale w samochodzie o takich osiągach nie komfort jest najważniejszy. Tradycyjnie wcisnąłem prawą nogą hamulec, podniosłem do góry czerwoną osłonę zabezpieczającą i kliknąłem guzik Engine Start. Już dźwięk samego rozrusznika wprawiającego w ruch potężny włoski piec spowodował, że mój umysł przestawił się na wyższe obroty przechodząc w stan absolutnego skupienia. Wybrałem tryb jazdy Strada i.., no właśnie. Nawet w trybie automatycznej pracy skrzyni biegów pierwszy bieg zawsze musimy włączyć poprzez kliknięcie prawej łopatki przy kierownicy. Puściłem hamulec i poczułem jakbym wyprowadzał ogromnego byka na spacer trzymając uprząż zaczepioną o jego rogi. Uwierzcie mi, że nie do końca jest to metafora. Układ kierowniczy oczywiście jest mocno sportowy, ale pracuje bez oporów. Wrażenie, o którym napisałem wyżej wynika z charakterystyki pracy układu napędowego. Cały czas wydawało mi się, że oba mosty były ze sobą tak sztywno spięte jakby miały za chwilę pęknąć. Czułem każdy kamyczek pod kołami i nawet najmniejszy uślizg któregoś z kół na zapiaszczonym podłożu. Szybko doszedłem do wniosku, że Huracan, którym jeździłem jest bardzo spokojnym samochodem w porównaniu do jego większego brata. Człowiek, który mi towarzyszył i zna te samochody bardzo dobrze wytłumaczył mi różnicę. Okazuje się, że Huracan ma dwusprzęgłową skrzynię biegów przez co zmiana przełożeń odbywa się płynniej. Ponadto Aventador ma napęd na wszystkie cztery koła, a w Huracanie, którego miałem okazję wcześniej poznać napędzana była jedynie oś tylna. W rezultacie SVJ wydawał mi się bardziej toporny i nieokrzesany, ale to uczucie minęło w momencie gdy mocniej wcisnąłem gaz. Za sprawą jednosprzęgłowej skrzyni biegów zmiana przełożeń odbywa się z charakterystycznym szarpnięciem i to niezależnie od trybu jazdy. Gdy już wyjechałem na autostradę zdecydowałem się odrobinę mocniej przycisnąć pedał przyspieszenia. Silnik tego Lambo jest tak potężny, że nawet lekkie i niewinne muśnięcie gazu powoduje szybkie zrzucenie biegu i popchnięcie auta do przodu. Tutaj mała rada, jeśli już wciśniecie ten gaz to po prostu go trzymajcie bo inaczej na skutek zmiany przełożeń w górę lub dół autem może nieprzyjemnie szarpnąć. Zwyczajnie Aventador nie jest dla niezdecydowanych kierowców ;) Gdy temperatura opon nieco się podniosła wcisnąłem gaz do połowy i stwierdziłem, że już jest mocno.., a to dopiero połowa tego co ten wóz ma do zaproponowania. Prędkość rośnie w niespotykanym tempie, ale co ciekawe nie wpływa to w żaden sposób na stabilność i trakcję w tym pojeździe. Lambo cały czas jak przyspawane do drogi mknie przed siebie i praktycznie nie wykazuje żadnych nerwowych oznak, które możemy zauważyć jadąc szybko zwykłym, cywilnym samochodem. Dźwięk układu wydechowego jest wspaniały bo naturalny. Nie ma żadnego wspomagania akustycznego, nie słychać świstu turbin bo ich nie ma, a za to jest wielki dwunastocylindrowy motor, który poprzez dwie ogromne rury wydechowe ogłasza nieustannie swoją obecność, potęgę i władzę na drodze. Zmiana trybu jazdy na Sport powoduje, że Aventador wstaje z posłania przygotowany do walki. Dźwięk wydechu staje się jeszcze bardziej donośny, a skrzynia biegów zaczyna brutalniej sterować przełożeniami. Przy prędkości około 60 km/h słowo się rzekło i gaz został wciśnięty do dechy. Lambo poczuło krew i dosłownie chciało urwać mi głowę. Ryk jest niesamowity, przyspieszenie potężne i powiem szczerze, że trudno to ogarnąć bo za szybko wszystko wokół nas się dzieję. Przy prędkości około 250 kilometrów na godzinę zapaliła się kontrolka informująca o zmianie ciśnienia w tylnych oponach dlatego jak najszybciej należało zwolnić. Okazało się, że nie złapaliśmy gumy. Po prostu przeciążenia i wzrost temperatury opon w tak krótkim czasie spowodował zmianę wartości ciśnienia w ogumieniu, a w tym samochodzie takie komunikaty trzeba traktować poważnie bo wszystko co zaburza trakcję tego auta może doprowadzić do katastrofy. Wjeżdżając do miasta poczułem, że ten wóz zaczyna się męczyć. Wieczna walka ze studzienkami, koleinami, krawężnikami i dziurami sprawia, że trzeba zatrudnić logistyka, który będzie opracowywał trasę przejazdu. Zawieszenie Aventadora zostało tak zestrojone aby można było przejechać bez utraty zębów po słabej jakości nawierzchni, ale z pewnością w tym czasie nie porozmawiacie z pasażerem bo od dziur dosłownie głos drży i staje się niezrozumiały. Ja prowadząc ten wóz miałem największy problem z obsługą kierunkowskazów. W Huracanie „kierunki” są w kierownicy. Jest to wygodne rozwiązanie, ale trzeba się do niego przyzwyczaić. Tutaj natomiast obsługa kierunkowskazów odbywa się w sposób tradycyjny i nie było by problemu gdyby nie wielkie łopaty przy kierownicy, o które za każdym razem haczyłem palcami co sprawiało mi ból. Wybierając się na wycieczkę Lamborghini pamiętajmy o tym żeby zabrać tylko siebie i narzeczoną. Kuferek, który znajduje się z przodu auta ma pojemność zaledwie 125 litrów więc zapomnijcie o wielkich walizach i długich rodzinnych podróżach...

Czy chciałbym mieć Aventadora, który codziennie stoi i czeka na mnie pod moim blokiem? Moi drodzy, bez wątpienia spełniło się jedno z największych motoryzacyjnych marzeń w moim życiu ponieważ dostąpiłem ogromnego zaszczytu i dołączyłem do elitarnego grona ludzi, którzy mieli okazję poprowadzić jeden z najdroższych i najszybszych samochodów na tej planecie. Z całą pewnością moje serce bije w kierunku Lambo pomimo tego, że na świecie jest jeszcze wiele innych wspaniałych supersamochodów.., tylko czy mi zwykłemu Arturowi ze szczecińskiej dzielnicy Pomorzany potrzebny jest na własność samochód warty miliony? Chyba nie, ale to nie oznacza, że nie chciałbym jeszcze kiedyś mieć okazji usiąść za kierownicą Lamborghini i ruszyć przed siebie w drogę.., ale dokąd? może do Madrytu? :)

Dziękuję serdecznie Marcinowi z Monaco za okazane zaufanie i udostępnienie tej przepięknej maszyny, o której tak długo marzyłem.

 

Artur Rojewski

"Macchina accesa"

Następny