Polub mnie

Uwaga! Niniejsza strona ma charakter wyłącznie informacyjny, nie promuje żadnego stylu jazdy i nie ma charakteru szkoleniowego. Wszystkie samochody, których dotyczą opisy i zdjęcia zamieszczone na tej stronie są użytkowane zgodnie z przepisami ruchu drogowego i z zachowaniem najwyższych środków bezpieczeństwa tak aby nie wyrządzić nikomu żadnej szkody na drodze. Autor bloga nie ponosi odpowiedzialności za innych użytkowników dróg, którzy w sposób niezgodny z przepisami ruchu drogowego lub z narażeniem zdrowia i życia innych będą użytkować pojazdy na drogach publicznych i poza nimi.

Nie wyrażam zgody na kopiowanie zdjęć samochodów, treści wpisów zamieszczonych na ich temat, a także ich dalszą publikację. Wszystkie zdjęcia i artykuły zostały stworzone przeze mnie i stanowią moją własność. Dziękuję za zrozumienie :)

  1. pl
  2. en

„Brytyjski rodowód"

Czy zdarzyło Wam się kiedykolwiek głębiej zastanowić nad słowem „podróż”? Czym tak właściwie jest podróż przez pustynię, podróż przez dżunglę, podróż przez mękę czy zwyczajna podróż przez autostradę? Otóż moim zdaniem każda z tych wypraw jest tak naprawdę podróżą przez życie, swoistą wycieczką w nieznane; pełną przygód, emocjonujących zdarzeń, a czasami epizodów, które ciężko logicznie wytłumaczyć. Podczas jednej z takich podróży udało mi się przeżyć początek wiosny dwa razy... dziwne i nielogiczne zarazem, prawda? 14 marca 2010 roku, Lozanna, Szwajcaria. Tamtego dnia mieszkańców tego średniej wielkości miasta usytuowanego w kantonie Vaud przywitał słoneczny i ciepły poranek. Dopijając poranną kawę spojrzałem na zegarek i nie mając wątpliwości, że czas nagli sprawdziłem szybko zawartość mojej torby podróżnej i po zapłaceniu rachunku udałem się w stronę parkingu, na którym stało zaparkowane Audi A6, będące wehikułem mającym zawieźć mnie bezpiecznie do domu oddalonego o „jedyne” 1241 kilometrów. Uruchomiłem 3-litrowego niemieckiego diesla i ruszyłem w drogę napawając się widokiem Alp szwajcarskich, które nie tylko wyglądały „bosko”, ale w połączeniu z zapachem ciepłego, wiosennego powietrza tworzyły krajobraz bajkowej, cudownej krainy, z której żal było wyjeżdżać. Niestety sielanka skończyła się w momencie wjazdu na autostradę. Liczne ograniczenia prędkości, fotoradary, patrole policji i... nudny, szwajcarski dziadek poruszający się lewym pasem samochodem marki Citroen sprawił, że wycieczka przez tą bajkową krainę stała się istną drogą przez mękę. Szwajcaria jest bardzo restrykcyjna, a więc nie wchodziło w grę mrugnięcie światłami, wyprzedzanie prawą stroną czy gestykulowanie rękoma w wymownym geście przesyłającym niewerbalny przekaz w stylu „no sp....ływaj z tej drogi”. Najwidoczniej „dziadek” zdawał sobie sprawę, że za każdy niestosowny manewr lub gest skierowany przeciwko niemu grozi kara finansowa nie niższa niż miesięczny zarobek przewodniczącego Światowego Forum Ekonomicznego w Davos, dlatego udając, że nie ma szybszych samochodów na świecie wlókł się przez nikogo nie niepokojony w stronę niemieckiej granicy. Jedyną pociechą w tej drogowej gehennie był fakt, że nie byłem sam, ponieważ przede mną jechał sportowy Jaguar XKR, którego kierowca wyraźnie poirytowany niejednokrotnie bił się z myślami czy nie wykorzystać prawego pasa jezdni do wyeliminowania „wiekowego przeciwnika”.., ale wytrzymał. Zbiorowa cierpliwość skończyła się z chwilą wjazdu na autostradę w kierunku Stuttgartu, już po stronie Republiki Federalnej Niemiec. Brytyjski kot „przyczepił się” do zderzaka dziadkowego Citroena i kilkoma krótkimi błyśnięciami z ksenonowych reflektorów skłonił Szwajcara do kapitulacji. Gdy tylko dziadek „wysterował” swój francuski galeon w okolice prawego pasa, z Jaguara wydobył się donośny odgłos z układu wydechowego i auto wystrzeliło do przodu tracąc od czasu do czasu przyczepność kół na tylnej osi. Korzystając z okazji poszedłem za ciosem czyli kolokwialnie mówiąc „zapodałem dechę” w nadziei, że za chwilę dogonię „brytola” i wspólnie „ogarniemy” spory odcinek autostrady, na której próżno szukać ograniczenia prędkości. Dobijając do prędkości 230 km/h moje Audi zaczęło „puchnąć”, a ja zdałem sobie sprawę, że mój brytyjski przeciwnik nie zamierza odpuścić doprowadzając mnie na krawędź bankructwa spowodowanego, delikatnie mówiąc, ponadnormatywną konsumpcją ropy przez trzylitrową jednostkę wysokoprężną, w którą wyposażone było moje A6. No tak.., ale jak się ma ta cała historia do dwukrotnego przeżycia wiosny, o której wspomniałem? A no ma... Kilkanaście kilometrów przed ringiem berlińskim natrafiłem na totalne załamanie pogody. Najpierw śnieżna breja, później spadek temperatury, a w efekcie końcowym całkiem mocna zima, z którą przyszło mi się zmierzyć już na rogatkach miasta, w którym mieszkam... czyli Szczecinie. Piękny początek wiosny, który przeżyłem w Szwajcarii nadszedł do Polski dwa dni później, a wraz z nim ten sam niepowtarzalny zapach wiosennego powietrza i kolejne marzenie.., marzenie o sportowym Jaguarze, na którego mogłem jedynie popatrzeć podczas drogi powrotnej z Lozanny.

 

Jaguar F-PACE SVR
26 grudnia 2021

Na przejażdżkę prawdziwym brytyjskim potworem czekałem aż 11 lat, ujeżdżając w tym czasie „wielką trójkę” ze stajni Mercedesa sygnowanego logiem AMG, BMW z logiem M czy Audi RS od zawsze liczącego się w stawce. Przełom nadszedł w listopadzie 2021 roku kiedy otrzymałem informację, że czeka na mnie najnowszy Jaguar F-Pace w topowej wersji SVR. Bez namysłu naładowałem hulajnogę z wgranym chińskim programem tuningowym poprawiającym parametry urządzenia i pognałem do salonu Jaguara. Czekając na dopełnienie formalności związanych z użyczeniem samochodu naszła mnie pewna refleksja związana z modelem F-Pace, którym jeździłem trzy lata wcześniej. Pamiętam, że tamten egzemplarz nie należał do najbardziej udanych; skrzypiał fotel, zardzewiały końcówki układu wydechowego, podkładka pod telefon przypominała podeszwę od tramkpa z bazaru, a analogowe zegary wyglądały jak te montowane w koparkach. Jednym słowem „kot” przypominał wóz segmentu klasy średniej z naciskiem na „średniej”, albo klasę premium... z demobilu. Po otrzymaniu kluczyka bardziej zmieszany niż wstrząśnięty „wtargnąłem” do środka i natychmiast odczułem ulgę. Już na pierwszy rzut oka wiedziałem, że będzie dobrze. Wnętrze najnowszego SVR-a to mieszanka „motoryzacyjnych dobroci”, ściśle do siebie dopasowanych z zachowaniem gustu, wyczucia i dobrego smaku. Nie brakuje szkła, alcantary, aluminium i wysokiej jakości skóry. Profil regulowanych w wielu płaszczyznach kubełkowych foteli nastręcza pewnych wątpliwości co do komfortu, ale zapewniam Was, że naprawdę nie ma tragedii i da się dosyć wygodnie podróżować w objęciach tego brytyjskiego tronu. Nie bez przyczyny użyłem słowa „dosyć”... pamiętajmy, że mamy do czynienia z rasowym SUV-em, który legitymuje się osiągami porównywalnymi z samochodami „czysto” sportowymi. Trudno mi sobie wyobrazić w tym wozie „rozkładany tapczan” znany chociażby z Range Roverów. Całkiem niedawno (dokładnie nie wiem kiedy, ponieważ zapomniałem) stworzono praktycznie od podstaw oprogramowanie dla samochodów marki Jaguar, Range Rover i Land Rover. Poprzedni interfejs przypominał jakąś smutną grę na komputer Commodore. Pamiętam jak wgrywałem kasetę na „commodorca”, trwało to godzinę, a na końcu wyskakiwał error. Podobnie było z poprzednią wersją softu w Jaguarach... Obsługa Menu nie przysparza większych trudności, ale trzeba się przyzwyczaić; dla przykładu żeby włączyć ogrzewanie fotela należy przycisnąć i obrócić pokrętło regulatora temperatury. Jeżeli natomiast zapragniemy włączyć wentylację „tronu”, wtedy należy to samo pokrętło pociągnąć do siebie. Pozostałe funkcje są bardzo zbliżone do tych, jakie znajdziemy w innych autach z segmentu premium. Osobiście bardzo podoba mi się konfigurowalny tryb jazdy; układ kierowniczy dynamiczny/komfortowy, silnik dynamiczny/komfortowy, skrzynia biegów dynamiczny/komfortowy, zawieszenie dynamiczny/komfortowy i to koniec, bez zbędnych udziwnień będących przerostem formy nad treścią. Do dyspozycji mamy stoper, miernik czasu okrążenia, wskaźnik przeciążenia oraz funkcję „dynamic launch” o ile wiemy jak ją włączyć, ale o tym później. No to start...

 

"Inny niż wszystkie?"

Światowe motoryzacyjne trendy nie napawają optymizmem z uwagi na wszechobecne regulacje dotyczące norm emisji spalin, hałasu, dwutlenku węgla etc. Coraz częściej producenci wyposażają swoje sportowe bolidy w silniki o małych pojemnościach, które co prawda wyróżniają się dużą mocą, ale niestety nie dostarczają wrażeń (chociażby akustycznych) porównywalnych z 8, 10 czy 12-cylindrowcami. Na całe szczęście pod maską mojego egzemplarza zagościł masywny pięciolitrowy, 8-cylindrowy, podwójnie doładowany motor o mocy 550 koni mechanicznych i momencie obrotowym wynoszącym 700 niutonometrów. Jednostkę napędową połączono z ośmiostopniową, automatyczną skrzynią biegów, za pośrednictwem której napęd przenoszony jest na wszystkie cztery koła. Cała ta „brytyjska mieszanka” rozpędza wóz od 0 do 100 km/h w 4 sekundy, a wskazówka prędkościomierza wychyla się daleko poza 250 km/h. Głęboki basowo-metaliczny dźwięk tego motoru robi spore wrażenie, podkreślając mocno sportowy charakter SVR-a. Moją podróż jak zwykle rozpocząłem od trybu komfortowego z zamkniętymi klapami w układzie wydechowym. Cicho, przyjemnie, cywilizowanie, bez fajerwerków, szarpania czy zrywania... jednym słowem zwyczajny SUV z lekko sztywniejszym zawieszeniem i bardziej zwartym, odrobinę topornym układem kierowniczym. Jednostka napędowa niezależnie od trybu jazdy oddaje moc bardzo płynnie, ale nie oznacza to, że jest ospała, a wręcz przeciwnie!, wystarczy dodać odrobinę więcej gazu i natychmiast poczujemy „ukłucie” ostrego pazura gdzieś w okolicach pleców. Jaguar słynie z genialnego zawieszenia i układu kierowniczego, dlatego nie spodziewałem się, że w tym wozie będzie inaczej. Jedyne co musimy zrobić to skręcić kierownicę, a wóz pojedzie dokładnie tam gdzie chcemy, całkiem przyzwoicie wybierając nierówności. Tutaj nasuwa się pytanie czy pracę zawieszenia można porównać do zwykłej, cywilnej wersji? Moim zdaniem nie. Podobnie jak w przypadku kubełkowych foteli bądźmy przygotowani na pewien kompromis; albo „tapczan”, albo sport. Nie odniosłem wrażenia, że jadę gokartem, ale też nie mogę powiedzieć, że przez brukową nawierzchnię „przepłynąłem” niczym prom przez spokojną wodę przy bezwietrznej aurze. Gdy tylko udało mi się solidnie nagrzać motor postanowiłem poszukać fragmentu prostej gdzieś na odludziu i załączyć „procedurę” (dynamic launch). Gmerałem, grzebałem i cudowałem... raz z kontrolą trakcji, raz z łopatkami... sprawdzałem i ustawiałem, a „launcha” jak nie było tak nie było. Tutaj z pomocą przyszedł internet :D Na brytyjskim forum wyczytałem, że aby uruchomić procedurę należy włączyć tryb Dynamic, przycisnąć lewą nogą hamulec, włączyć Drive/Sport, delikatnie nacisnąć gaz i poczekać aż zaświeci się kontrolka „dynamic launch”, a następnie trzymając hamulec jednocześnie docisnąć gaz i... PROCA! Jak wyczytałem tak zrobiłem i po chwili poczułem fragmenty mojego kręgosłupa wtapiające się w skórzaną tapicerkę fotela, na którym siedziałem. Wszystko jak w zegarku; trakcja, praca skrzyni biegów, odgłos silnika; jednym słowem emocje i przygoda na całego. Ogromny motor „robi robotę” nie okazując oznak zmęczenia czy zadyszki, zwyczajnie w sposób ciągły napędza SVR-a do prędkości z jaką akurat wymyśliliśmy sobie, że chcemy się poruszać. Pomimo szaleństwa w granicach rozsądku nie udało mi się zagotować hamulców więc na ten temat mogę jedynie powiedzieć, że „heble” w tym Jaguarze są... dobre, czyli takie jakie powinny być. Spoglądając na wakuometr (miernik chwilowego zużycia paliwa) szybko doszedłem do wniosku, że dłuższe utrzymywanie pedału gazu w dolnym położeniu nie ma sensu ze względów czysto ekonomicznych, dlatego swoją uwagę skupiłem na zachowaniu samochodu podczas pokonywania ostrych zakrętów. Zredukowałem „dwa w dół” i z wciśniętym pedałem gazu „wpakowałem” się w ciasny łuk. Jakież było moje zdziwienie kiedy poczułem, że natychmiast zaczęła „odjeżdżać” moja tylna ośka! Lekko odpuściłem, delikatna kontra, dołożyłem odrobinę ognia i Voila :), jak gdyby nigdy nic „wyszedłem na prostą” i pojechałem dalej i dalej i dalej, aż na stację benzynową. W pierwszym momencie pomyślałem, że nie jest źle bo przecież tyle szalałem, a jeszcze pozostała połowa zbiornika paliwa. Szybki, sportowy, wielki i ekonomiczny SUV. Istne perpetuum mobile.., ale tak nie jest :D Pojemność baku w tym samochodzie wynosi 82 litry, a to oznacza, że średnie spalanie podczas mojej szarży przekroczyło 20 litrów na 100 kilometrów.., ale niestety analogicznie jak w przypadku kubełkowych foteli, zawieszenia czy po prostu jak to w życiu bywa; coś za coś, nic za darmo...

Moi drodzy, bez wątpienia Jaguar stanął na wysokości zadania i stworzył samochód, co do którego nie mam najmniejszych wątpliwości i absolutnie złego słowa nie mogę o nim powiedzieć. Wielkie, paliwożerne i głośne jednostki napędowe szybko odchodzą do przeszłości, a wraz z nimi kończy się pewna era w motoryzacji, która z pewnością nie powróci. Czy zatem kwota za „brytyjskiego kota z rodowodem” oscylująca w granicach 700 tysięcy złotych to dużo?., to pojęcie względne, dlatego sami musicie podjąć właściwą decyzję. Tak więc „komu kota, komu?, bo jadę do domu”!

 

Artur Rojewski

"Coś za coś"

Następny